Mercedes rozbił się na autostradzie M7. Samochód, który przewoził kartony z towarem, uderzył w barierkę i przewrócił się na bok. Na miejsce przyjechali strażacy, którzy postawili auto z powrotem na koła.
Wydawało się, że samochód nie nadaje się do jazdy. Jego prawy bok został zmiażdżony, przednia szyba pękła i ledwo się trzymała, a tylne drzwi zostały wyrwane. Wraz z nimi zniknęła tylna tablica rejestracyjna.
Jakimś cudem po wypadku samochód jednak wrócił na drogę. Wkrótce kierowca, jak gdyby nigdy nic, zatrzymał się na stacji Shella, żeby zatankować. Świadkowie zrobili mu wtedy zdjęcia, które szybko obiegły internet. W sieci pojawiły się też zdjęcia, na których widać, jak zniszczony samochód jedzie. Internauci żartowali, że wygląda tak, jakby pochodził z filmu "Jurassic Park" lub "Mad Max".
Zaczęły się pytania. Jak pojazd w takim stanie mógł zostać dopuszczony do udziału w ruchu drogowym? Dlaczego nie został zatrzymany przez policję? Zapytana o to funkcjonariusze poinformowali, że "prawo nie pozwala na konfiskatę samochodu", dlatego po wypadku auto zostało zwrócone właścicielowi. Policjanci podkreślili, że kierowca otrzymał "ostrzeżenie".
Samochód miał rumuńską tablicę rejestracyjną. Według portalu Index węgierskimi drogami jechał w takim stanie przez ok. 260 kilometrów. Policja wszczęła śledztwo - ale nie w sprawie tego, że ktoś pozwolił ledwo trzymającemu się samochodowi podróżować autostradą - tylko w sprawie wypadku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.