Jarosław Pinkas wracał do Warszawy z Nowego Jorku. Po 40 minutach lotu wiceszef służby zdrowia, jak i reszta pasażerów usłyszeli z głośników słynne "czy na pokładzie jest lekarz?". Pinkas zgłosił się jako jedyny. Według "Super Expressu" około 50-letni mężczyzna stracił przytomność i tylko polski urzędnik był w stanie mu pomóc.
Zdiagnozowałem ciężki udar niedokrwienny - powiedział gazecie były współpracownik prof. Zbigniewa Religi w Instytucie Kardiologii.
Wiceminister, który wracał ze zgromadzenia ogólnego ONZ, w torbie miał tylko laptopa. Na szczęście, normy międzynarodowe nakazują, by na pokładzie były dwie apteczki. Jedna ma wyposażenie przeznaczone tylko dla lekarza.
Dzięki temu udało nam się dowieźć tego pasażera do Warszawy. Podziękowania i uznanie należą się personelowi pokładowemu - podkreśla Pinkas.
Kapitan dreamlinera zdecydował się kontynuować lot, więc wiceminister czuwał nad pacjentem ponad 6 godzin.
Autor: Jan Muller
Teraz serce internetu w jednej aplikacji. Bądź na bieżąco i pobierz w Google Play albo App Store.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.