*Opłata jest jednorazowa. *Wynosi 200 dolarów (ok. 800 złotych), przy czym średnia białoruska pensja to niespełna 400 dolarów. Podatek został wprowadzony wiosną 2015 roku po podpisaniu przez prezydenta Aleksandra Łukaszenkę ustawy w tej sprawie. Władze już dawno zapowiadały taki ruch. Wcześniejsze szacunki co do liczby "nierobów" okazały się jednak błędne. 2-3 lata temu była mowa o "pół milionie darmozjadów".
Podatek krytykują zarówno obywatele, jak i eksperci. Choć władze nazywają coroczną opłatę "mobilizacją" i wskazują, że zmusi ona do legalizacji dochodów osób pracujących w szarej strefie, białoruscy ekonomiści twierdzą, że bezrobotnym, którzy faktycznie w jakiś sposób zarabiają, zapłacenie takiego podatku i tak się opłaci. Nie kłamią też liczby - jak podają "Biełorusskije Nowosti", dekret o darmozjadach funkcjonuje już jakiś czas, a liczba osób zatrudnionych w gospodarce zmniejszyła się o prawie 100 tysięcy. Wskazują też, że bezrobotny bezrobotnemu nierówny.
To krzywdzące dla takich osób jak ja. To nie był mój wybór, że straciłam pracę i zostałam zwolniona. Wcale nie jestem z tego powodu zadowolona. Teraz cały czas szukam, ale sytuacja na rynku pracy jest trudna. W rezultacie nie dość, że straciłam dochód, to muszę jeszcze skądś wziąć dodatkowe 200 dolarów, żeby zapłacić podatek - uważa cytowana przez RMF24 Białorusinka.
Kontrowersje budzi też to, jak władze wykrywają bezrobotnych. Według jednej z opozycyjnych gazet, która próbuje uzyskać informacje na ten temat, proces ten może być dużo droższy niż kwota uzyskana z podatku. Ministerstwo do spraw podatków nie zamierza jednak ujawnić opinii publicznej szczegółów dotyczących swojej pracy.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.