Historia jak z horroru. 42-latka zgłosiła się do szpitala w styczniu 2018 roku. Podczas kilku kolejnych wizyt i prześwietleń lekarze byli pewni, że mały punkt, który widoczny był na skanach jej mózgu, to nic innego jak guz. Postanowili, że konieczna będzie operacja, a następnie odpowiednia chemioterapia.
Chwilę przed zabiegiem lekarze ze zdziwieniem zauważyli, że znaleziony ponad rok temu "guz" zaczął przypominać przepiórcze jajo. Jak się okazało, w mózgu kobiety zagnieździł się żywy organizm. Znalezienie pasożyta wykluczyło teorię, że pacjentka ma raka.
Cieszyliśmy się i zaczęliśmy klaskać. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Kiedy weszliśmy na salę i zobaczyliśmy, że to tasiemiec, wszyscy od razy odetchnęliśmy z ulgą - powiedział Dr. Jonathan Rasouli.
42-latka pierwsze symptomy zaczęła odczuwać w styczniu 2018 roku. Miewała częste halucynacje, koszmary oraz cierpiała na bezsenność. Zmagała się też z problemami z mową i koordynacją ruchową, które objawiały się upuszczaniem przedmiotów z rąk i zapominaniem słów. Próbowała też dzwonić do zmarłych krewnych.
Incydenty, które mi się przytrafiały, stawały się coraz dziwniejsze. Były dni, w których nie wiedziałam, gdzie jestem – mówiła Palma w rozmowie z portalem today.com.
Kobieta odetchnęła z ulgą. Gdy Palma dowiedziała się, że nie jest chora na nowotwór, wpadła w euforię. Twierdzi, że nawet to, że wciąż nie wiadomo skąd w jej ciele znalazł się pasożyt, nie jest w stanie choćby na chwilę zepsuć jej humoru.
Najważniejszą wiadomością jest to, że nie mam raka – podsumowała Palma.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.