Dominik Mieczysław Baczyński był synem Mieczysława Baczyńskiego, byłego oficera 1. Brygady Legionów, z zawodu inżyniera. Jego tata był stryjem słynnego poety Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
Sam Dominik przyszedł na świat w 1922 roku w stolicy polskiego przedwojennego zagłębia naftowego – Drohobyczu. Tam też dorastał. W miasteczko leżącym około 75 kilometrów na południowy zachód od Lwowa ojciec chłopca pracował przy regulacji rzek.
Dominik Baczyński uczęszczał do drohobyckiego Gimnazjum im. Władysława Jagiełły, gdzie jednym z jego nauczycieli był Bruno Schulz – polski pisarz i malarz żydowskiego pochodzenia. W Drohobyczu młodego Baczyńskiego zastał też wybuch drugiej wojny światowej.
Zobacz też: Ofiary stalinowskich czystek
Jako junak, uzbrojony w karabin i pięć granatów, poszedł na front gdzieś w okolice Rzeszowa. W połowie września trafił ze swoim oddziałem do niewoli, która na szczęście trwała tylko kilka dni. Niemcy, chyba z uwagi na młody wiek jeńców, najpierw rozkazali wypucować im swoje wozy bojowe a potem pozwolili uciec.
Dwaj okupanci
Drohobycz okupowany był przez Wehrmacht przez tydzień. Niemcy zachowywali się bardzo poprawnie, nie było gwałtów, rabunków a na rynku grała niemiecka orkiestra. Sytuacja zmieniła się diametralnie gdy polskie zagłębie naftowe zostało przekazane Sowietom.
Wkraczający do miasta czerwonoarmiści byli witani z ogromnym entuzjazmem przez miejscowych sympatyków komunizmu, głównie wywodzących się spośród żydowskiej biedoty, choć nie tylko. NKWD wkrótce rozpętało terror, bezlitośnie tropiąc i aresztując polskich działaczy politycznych i społecznych, ukraińskich nacjonalistów oraz co zamożniejszych mieszkańców miasta, bez względu na ich etniczne pochodzenie.
W katowni sowieckiej bezpieki przy ulicy Stryjskiej często było słychać krzyki torturowanych przez bezwzględnych oprawców spod znaku sierpa i młota „wrogów ludu”. Całe rodziny wywożono na wschód.
W szeregach Komsomołu
Baczyński był świadkiem tych tragicznych wydarzeń. Na własnej skórze doświadczał dobrodziejstw „sowieckiego raju”. W swoich wspomnieniach, które wyszły drukiem w 1990 roku, opisywał niedostatki życia codziennego, jakie zapanowały w rzekomo „wyzwolonym od polskich panów” przez bolszewików mieście. Wspominał ludzi, których wywieziono na Syberię.
Mimo to Baczyński pragnął kontynuować naukę, którą brutalnie przerwała wojna, choćby w sowieckiej szkole. Poznał tam Tatianę Szkuro, ukraińską aktywistkę Komsomołu, czyli młodzieżowej organizacji komunistycznej i córkę sowieckiego komandarma, dowódcy armii.
Dziewczyna usilnie namawiała go, aby wstąpił w szeregi organizacji. Początkowo Dominik Baczyński zdecydowanie odmawiał, choć nie ukrywał swoich lewicowych poglądów. Samego siebie określał jako socjalistę. Później jednak zmienił zdanie. Został komsomolcem aby, jak sam twierdził, pomóc prześladowanym rodakom.
Okazja nadarzyła się na Zjeździe Komsomołu Zachodniej Ukrainy we Lwowie, gdzie Baczyński wystąpił ponoć z ostrą krytyką dyskryminacji Polaków na zaanektowanych przez Sowietów ziemiach Rzeczypospolitej.
Wedle jego wspomnień po przemówieniu podeszła do niego Wanda Wasilewska. Czerwona kolaborantka tak miała skomentować słowa osiemnastolatka:
Odważni i bezkompromisowi jesteście, towarzyszu, a tacy albo robią szybko zawrotne kariery, albo wędrują na Sybir… Musicie liczyć się z rzeczywistością…
Pod Przemyślem w szeregach Armii Czerwonej
Znajomość z Tatianą Szkuro opłaciła się młodemu Baczyńskiemu. Ojciec dziewczyny załatwił Polakowi miejsce na prestiżowej leningradzkiej uczelni technicznej, mającej kształcić przyszłych sowieckich inżynierów. Młodzieniec nie zdołał jednak rozpocząć edukacji.
22 czerwca 1941 roku Niemcy uderzyli na swojego dotychczasowego sojusznika. Baczyński po pewnym wahaniu zorganizował z kilkunastu młodych rodaków Polską Drużynę Ochotniczą, aby bić się u boku Armii Czerwonej z Niemcami.
W stopniu sierżanta walczył na jej czele nad Sanem, w okolicach Przemyśla. W tamtym rejonie trwały wówczas ciężkie starcia, podczas których Sowieci wyprowadzali kontrataki w celu uchwycenia ważnego mostu kolejowego. Baczyński brał m.in. udział w ataku na bagnety. Tak to wspominał:
(…) walczyłem jak w transie. Teraz ręka mi już drży, gdy walę w te znienawidzone „Gott mit uns”. Walczę z przeraźliwie jasną świadomością. Widzę wyłupiaste oczy padającego Niemca, szeroko otwarte w krzyku podniecenia i grozy usta, widzę mierzący w moją pierś bagnet i słyszę charkot padającego z przeszytym gardłem. (…)
Dziwne, nie odczuwam lęku, skrupułów czy strachu. Zęby zaciska wściekła pasja. Za wrzesień! Za Polskę! Za Stefę! [siostra naszego bohatera, poległa w obronie Warszawy w 1939 roku – DK] Chłopcy walczą z zaciekłością szaleńców. (…)
Odrzuceni faszyści próbują oporu na szerszym terenie za mostem. Zmiatamy ich siłą impetu. Przyczółek nasz! Obsadzamy jakieś budy, kępy drzew i krzewów, rowy. Teraz dopiero widzę, że nie ma połowy ze szturmującej kompanii…
W odwrocie
Na skutek ogólnego załamania się frontu siły sowieckie w tym rejonie (99 Dywizja Strzelecka) zmuszone zostały do wycofania, co nastąpiło do rana 27 czerwca 1941 roku. Oddział Baczyńskiego został ewakuowany na dawną polsko-sowiecka granicę w pobliżu Szepietówki.
Formacja, w której szeregach walczył Baczyński, przez lato 1941 roku toczyła z Niemcami ciężkie boje odwrotowe na Ukrainie m.in. pod Charkowem i Korsuniem Szewczenkowskim. Podczas jednej z takich bitew, pod koniec lipca, Dominik dał się poznać jako zdolny dowódca i utalentowany taktyk.
Jego batalion piechoty miał osłaniać odwrót wyczerpanych oddziałów dywizji zmierzających do nowego miejsca koncentracji.
Zdaniem Baczyńskiego, pełniącego funkcję dowódcy kompanii, dowódca batalionu major Tietierin wybrał miejsce kompletnie nieodpowiednie do obrony: nad brzegiem rzeki, w bagnistym terenie bez żadnej osłony, choćby drzew. Kiedy Baczyński zwrócił na to uwagę Tietierinowi, tamten odrzekł tylko: Takoj prikoz – na rubieże rieki.
Żadne logiczne argumenty wysuwane przez Polaka, że lepiej obsadzić drogę, którą z pewnością będą się poruszać zmechanizowane oddziały nieprzyjaciela i umieścić stanowiska na zalesionym wzgórzu, do niego nie trafiały.
„Dezerter i tchórz”
Baczyński, zdenerwowany bezmyślnością majora, w końcu zbuntował się: Nie mogłem brać odpowiedzialności za bezsensowną śmierć moich podkomendnych. Powiedziałem Tietierinowi, że nie wykonam tego rozkazu. Zameldowałem, że wycofuję swoją kompanię na dogodniejszą pozycję obronną, do wspomnianego lasu, i wydałem rozkaz odmarszu kompanii.
Major wpadł we wściekłość. Krzyczał, że jestem tchórzem i dezerterem, sięgnął po pistolet. Spodziewałem się takiej reakcji. Kazałem moim ludziom rozbroić dowódcę.
Baczyński przejął dowodzenie i rozmieścił czerwonoarmistów na wzgórzu, dzięki czemu miał pod kontrolą spory odcinek drogi. Niesubordynacja opłaciła się. Po krótkim czasie jego żołnierze rozbili dużą kolumnę transportową Wehrmachtu i to bez strat własnych.
Mało tego, Baczyńskiemu udało się wyprowadzić brawurowym nocnym atakiem na niemiecką jednostkę zmechanizowaną batalion z okrążenia. I to za cenę jedynie 6 zabitych i kilkunastu rannych bojców z batalionu liczącego 700 ludzi!
Gdy czerwonoarmiści dotarli do miejsca rozlokowania dywizji major Tietierin zameldował w sztabie o buncie. Baczyńskiemu groziła śmierć przez rozstrzelanie. Na szczęście dowódca dywizji dał wiarę jego wyjaśnieniom. Rozkazał przedstawić Baczyńskiego do odznaczenia.
Armia Czerwona zamiast Armii Andersa
W połowie września 1941 roku Baczyński na czele plutonu walczył w obronie Kijowa. Po upadku miasta z 15 Polaków, którzy poszli z nim z Drohobycza, pozostało już tylko 5. W końcu Baczyński został sam. Jesienią 1941 roku został skierowany do oficerskiej szkoły artylerii w Taganrogu.
Tam usłyszał o formowaniu się Wojska Polskiego pod dowództwem gen. Andersa. Nie zdecydował się do niego wstąpić. Wrócił na uczelnię, został podporucznikiem. Natomiast jako jedyny z kursantów odmówił przysięgi na wierność Związkowi Sowieckiemu.
Polski ochotnik czy politruk i enkawudzista?
Dominik Baczyński znów trafił na front. W grudniu 1941 roku znalazł się w okolicach Rostowa nad Donem. Dopiero po zdobyciu miasta przez Niemców w lipcu 1942 roku udał się do Kujbyszewa, do polskiej ambasady, aby wstąpić do polskiej armii.
Nie spotkał się tam ze zbyt przychylnym przyjęciem. Nie do końca jest oczywiste czym zraził do siebie polskich oficerów.
Zarzucono mu ponoć, że jest politrukiem, na co wskazywać miały naszyte na rękawie jego munduru sierp i młot. Podejrzewano go również o przynależność do NKWD.
Pod Stalingradem
We wrześniu 1942 roku lejtnant Dominik Mieczysław Baczyński walczył już w obronie Stalingradu, w składzie 13. Gwardyjskiej Dywizji Strzeleckiej gen. Aleksandra Ilicza Rodimcewa. W ogniu ciągłych walk przetrwał tam straszną zimę.
Wspominał, że w tym czasie spotykał również innych Polaków. Jednym z nich był służący w batalionie budowlanym Aleksander Zawadzki, znany później działacz komunistyczny i generał ludowego Wojska Polskiego.
Po kapitulacji armii feldmarszałka Paulusa Baczyński miał tę satysfakcję, że dowodzeni przez niego żołnierze wzięli do niewoli gen. Heinricha Antona Deboia, byłego komendanta wojskowego jego rodzinnego Drohobycza podczas krótkiego panowania tam Niemców w 1939 roku.
„Spisek” na życie Stalina
Wojenna kariera Dominika Baczyńskiego dobiegła niespodziewanie końca w listopadzie 1943 roku. Polak stacjonował wówczas w okolicach Kujbyszewa, gdzie jego jednostka otrzymywała uzupełnienia.
Pewnego dnia, gdy przebywał w grupie kilkunastu żołnierzy, jeden z nich rozmarzył się, jak to dobrze byłoby pociągnąć serią po trybunie honorowej podczas defilady na Placu Czerwonym, aby w ten sposób na przyszłość zaoszczędzić bezmyślnie przelewanej żołnierskiej krwi. Wzbudziło to ogólną wesołość wśród zgromadzonych. Potem jednak ktoś doniósł.
Baczyńskiego, jako że odpowiednio nie zareagował i nie poinformował o zamierzonym „spisku” na życie Stalina, również postawiono w stan oskarżenia. Wyrokiem sądu został skazany na śmierć przez rozstrzelanie. Karę zamieniono później na 10 lat łagrów.
Baczyński przeszedł ich aż 36, rozmieszczonych w różnych zakątkach Syberii. Do Polski powrócił dopiero w grudniu 1955 roku. Ponad dwa lata po śmierci Stalina.
Dariusz Kaliński – specjalista od II wojny światowej i działań sił specjalnych, a także jeden z najpoczytniejszych w polskim internecie autorów z tej dziedziny. Autor bestsellerowej „Czerwonej zarazy”. W sierpniu 2018 roku na księgarskie półki trafił „Bilans krzywd”. Współautor „Polskich triumfów” i „Polskich bogów wojny”.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.