*Do San Francisco przeniosła się za pracą. *Chciała pracować w biurze prasowym firmy, ale musiała zacząć od niższego stanowiska. Szybko dotarło do niej, że życie w jednym z najdroższych miast w kraju jest bardzo trudne. Wynajem mieszkania, opłaty na dojazdy do pracy i rachunki pochłaniały sporą cześć jej wynagrodzenia. Wiedziała, że przez najbliższy rok nie ma szans na podwyżkę i awans - czytamy w BuzzFeed.
*Zaczęła oszczędzać na jedzeniu. *Feralnego dnia poszła do pracy po wypiciu litra wody, żeby oszukać żołądek, później zjadła odrobinę ryżu. Głodna i zmęczona postanowiła napisać list otwarty do swojego szefa Jeremiego Stoppelmana, w którym poskarżyła się na swoją sytuację.
Nie mogę pozwolić sobie na zakup artykułów spożywczych. Chleb jest dla mnie luksusem, mimo że lodówka na 8. piętrze jest nim wypełniona. Nie wolno mi go wziąć do domu, bo to jedzenie firmowe. 80 procent moich dochodów idzie na czynsz. Twój pracownik, który zajmuje się obsługą zamówień jedzenia przez aplikację, sam nie może go kupić. Czy to brzmi trochę ironicznie? – pisze w liście.
Pod dwóch godzinach jej firmowa poczta przestała działać. Menedżer i dział personalny poinformowali ją, że opublikowanym listem naruszyła warunki zatrudnienia w firmie. Chwilę później została oficjalnie zwolniona.
*Przedstawiciele firmy nie zgodzili się skomentować sytuacji. *Uznali, że nie mogą odnosić się do spraw personalnych.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.