Atak "Rosjan" był elementem ściśle tajnych ćwiczeń. Zarządził je Minister Spraw Wewnętrznych Litwy Eimutis Misiunas. Chciał sprawdzić jak podległe mu służby zareagowałyby na atak podobny do tych ze wschodu Ukrainy. Była to imitacja ataku tzw. zielonych ludzików, czyli żołnierzy w mundurach bez żadnych dystynkcji. Dokładnie tak wyglądało 2014 roku przejęcie Krymu. Soleczniki też by padły bez jednego wystrzału.
Choć nikt nie wiedział, że to ćwiczenia, nikt nie zareagował. Mieszkańcy jednego z największych skupisk Polaków na Litwie nie poinformowali władz o podejrzanie przemieszczających się mężczyznach. Uzbrojeni w karabiny ludzie opanowali lokalny posterunek i wzięli zakładników. Policja chciała odbić budynek, ale skończyło się na bezowocnej strzelaninie. Zbyt późno poproszono o pomoc władze centralne, więc agresorzy zaczęli "zabijać" zakładników. Wtedy minister zakończył ćwiczenia.
Władze były porażone apatią mieszkańców. Nie tylko nie poinformowali nikogo o zagrożeniu, to jeszcze narzekali, że popsuto im plany, zablokowano drogi. Jak donoszą litewskie media, wielu ludzi po prostu z zaciekawieniem obserwowało atak nie rozumiejąc nawet, co się wokół nich dzieje. Szef MSW zaznaczył, że Litwini powinni w takiej sytuacji zachowywać się bardziej rozsądnie.
Zagrożenie atakiem ze strony Rosji jest realne, a wyniki ćwiczeń nie nastrajają optymistycznie - zauważa delfi.lt.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.