Thomas de Maizier skrytykował pomysł utworzenia centrum w wywiadzie dla dziennika "Tagesspiegel". Zdaniem polityka, utworzenie takiej instytucji niosłoby ze sobą konieczność zmiany unijnych traktatów, co zajęłoby zbyt wiele czasu. Jak informuje TVN 24, Maizier przekonywał, że lepszym rozwiązaniem jest udoskonalenie pracy istniejących już służb w każdym z krajów Unii Europejskiej.
Pomysł na utworzenie centrum pojawił się po zamachach w Paryżu i Brukseli. Wśród zwolenników tej inicjatywy znaleźli się prokurator generalny Niemiec Peter Frank i Niemiecki Związek Zawodowy Policjantów. Unijna instytucja antyterrorystyczna miałaby wzorować się na Niemieckim Centrum do Walki z Terroryzmem, które okazało się skutecznym organem wspomagającym policję i służby specjalne. Maizier uważa jednak, że międzynarodowe centrum nie miałoby szans na tak sprawne funkcjonowanie.
Europejskie centrum antyterrorystyczne musiałoby koordynować działania 28 krajów, z których każdy ma niezliczoną liczbę służb. Wierna kopia niemieckiego systemu nie byłaby zdolna do funkcjonowania w Europie - przekonywał niemiecki minister.
Zwrócił również uwagę na niechęć wymiany informacji między poszczególnymi krajami.
Europol dostaje 90 proc. swoich informacji o osobach stanowiących zagrożenie dla bezpieczeństwa od pięciu krajów, w tym od Niemiec. Wiele krajów jest zainteresowanych takimi informacjami, ale wzbrania się przed udostępnieniem własnych danych. Niektóre rządy myślą zapewne: gdy ujawnimy, że mamy potencjalnych terrorystów, rzuci to negatywne światło na nasz kraj - tłumaczy polityk.
Nie przegap:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.