Zatrzymali ich do rutynowej kontroli. W czwartek rano suv marki ssangyong stanął kilkanaście metrów od miejsca, które wskazała mu policjantka stołecznej drogówki. Badanie alkomatem wykazało, że kierowca samochodu miał 0,31 promila alkoholu, a mundurowa poprosiła go o dokumenty.
Wykorzystał zamieszanie, żeby uciec. Kierowca powiedział, że dokumenty ma w bagażniku. Wysiadł z auta, ale po chwili wrócił na miejsce, twierdząc, że jednak ma je przy sobie. Przechodząc obok policjantki mocno ją popchnął, wskoczył za kierownicę i zaczął uciekać. Policjanci ruszyli w pościg.
Zbieg razem z pasażerem porzucili samochód. Po krótkim pościgu mężczyźni zatrzymali się na parkingu hipermarketu i uciekli. Policjanci ustalili, że samochód jest użytkowany przez 41-letniego Adama N. Zabezpieczali ślady, kiedy nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji.
Kiedy funkcjonariusze prowadzali oględziny samochodu i zabezpieczali ślady do auta, podszedł mężczyzna, z kluczykami, który chciał nim odjechać - napisano w komunikacie.
Przyznał się do wszystkiego. 44-letni Wojciech M. upierał się, że to on był kierowcą, który uciekł. Nie zmienił zdania, nawet kiedy policjantka prowadząca poranną kontrolę stwierdziła, że kto inny kierował suvem. Został zatrzymany i przewieziony do aresztu. Niedługo później dołączył do niego skruszony Adam N., prawdziwy kierowca, którego ruszyło sumienie i postanowił się ujawnić. Obydwu grozi teraz 5 lat więzienia, za ucieczkę i utrudnianie śledztwa, a Adam N. i tak stracił prawo jazdy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Zobacz także: Sprawdzali swoje BMW. 160 km/h w centrum Wrocławia
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.