Nienawiść do Niemców wyssaliśmy z mlekiem matki. Stereotypowych "Szwabów" nie lubi w naszym kraju nikt. I pewnie też nikt nie zastanawiał się nigdy, dlaczego. Chodzi tylko o historię, czy może po prostu my, Polacy, zwyczajnie musimy mieć jakiegoś wroga?
*Sport nas nie interesuje, chcemy tylko pobić "Krzyżaków". *Przecież dzisiejszy mecz w sportowym znaczeniu ciekawi niewielu. Pozostali tłumnie zasiądą przed telewizorami tylko po to, by zobaczyć, jak "Lewy" z kolegami odpłacają Niemcom za krzywdy z czasów drugiej wojny. Cóż za podwórkowe rozwiązanie, nawet nie potrzebujemy do niego dyplomatów...
*Tylko jeden Lewandowski może być naszym bohaterem. *I wcale nie mowa o Robercie, który dziś ma Niemcom dopiec, a od lat gra za ich pieniądze w Bundeslidze. Chodzi raczej o Zdzisława Lewandowskiego, tego samego, który w 1944 roku rozgromił w obozie koncentracyjnym Gross-Rosen drużynę Niemców.
To on jest wzorem do naśladowania. Mecz obejrzy pewnie sama Krystyna Pawłowicz, która dzięki mediom narodowym mogła dowiedzieć się o tym pogromcy "niemiaszków". A może to TVP dowiedziała się o chlubnym meczu w obozie od niej? A co za różnica, przecież i tak liczy się wygrana i pokazanie, że to my, Polacy, nadal jesteśmy w stanie im dokopać.
A jeśli przegramy? Nie ma się co martwić, obejrzymy "Krzyżaków", powspominamy Westerplatte, albo nawet lepiej - bitwę pod Cedynią i zaśpiewamy, że "nic się nie stało". Najwyżej wypowiemy Niemcom wojnę. A jak wygramy? To akurat proste - "dobra zmiana" udowodni swoją skuteczność.
Autor: Kamil Karnowski
Teraz serce internetu w jednej aplikacji. Bądź na bieżąco i pobierz w Google Play albo App Store.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.