Niemiecki żeglarz Arne Murke i jego brat płynęli jachtem z Auckland do Brazylii. 30-latek został strącony z pokładu przez bom. Po tym, jak nie udało mu się dopłynąć do kamizelki ratunkowej rzuconej przez brata, mężczyzna musiał poradzić sobie sam na oceanie, ponad 30 km od miejscowości Tolaga Bay na wschodnim wybrzeżu Nowej Zelandii.
By nie utonąć, Murke wykorzystał sposób amerykańskiej piechoty morskiej. Niemiec zdjął dżinsy i zawiązał supły na nogawkach tak, by "nadmuchane" spodnie stworzyły prowizoryczną kamizelkę ratunkową - donosi CNN.
Bez dżinsów nie byłoby mnie teraz tutaj. To one mnie uratowały. Poznałem ten trik wiele lat temu i zawsze myślałem sobie, że wykorzystam go, jeśli kiedykolwiek znajdę się za burtą bez kamizelki - opowiadał ocalony.
Śmigłowiec namierzył mężczyznę 3,5 godziny po wypadku. Z relacji Murkego wynika, że wcześniej dwa razy słyszał helikopter, który jednak odleciał. "Ratownicy musieli nie zauważyć mnie w wodzie" - mówił. 30-latek dodał, że dryfując, myślał przede wszystkim o swojej 10-miesięcznej córeczce mieszkającej z jego dziewczyną na Filipinach.
Cały czas powtarzałem sobie, że nie nie mogę zostawić małej bez ojca. To była moja największa motywacja - przyznał Murke.
Nagranie z akcji ratunkowej zostało upublicznione na Facebooku. "Człowiek wypadł z jachtu. Dzięki szybkiej reakcji naszego zespołu i innych służb ratunkowych udało się go znaleźć. Ma niewiarygodne szczęście, że żyje" - czytamy na profilu The Lowe Corporation Rescue Helicopter Trust.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.