*Wokalistka znienacka wróciła z nowym albumem "Forever Child". *Krążek na pewno nie jest takim zaskoczeniem jak "Modern Rocking", wręcz przeciwnie - dokładnie takiej płyty można było spodziewać się po Chylińskiej A.D. 2016. Artystkę z jednej strony ciągnie do swych korzeni, do mocnego, drapieżnego grania, z drugiej ewidentnie polubiła przebojowe piosenki i klubową elektronikę. Chce być ostrą dziewczyną z tatuażami, ale i gwiazdą z hitami na listach przebojów. W efekcie mamy bardzo nowoczesną, ale i nieco schizofreniczną płytę, gdzieś między Major Lazer, Enter Shikari a Davidem Guettą.
Wokal pani Agnieszki - wciąż świetny, zadziorny - w swej bardziej agresywnej postaci czasem gryzie się z popowym potencjałem nagrań. Weźmy taki utwór, jak "Borderline". Skądinąd udany, sięgający po elementy urban, z falującymi syntezatorami, wprost idealny na wielkie letnie koncerty. Kapitalna produkcja, ale nagle pojawia się wściekły wrzask, który zamiast nakręcać numer, drażni. Podobnych zgrzytów jest jeszcze kilka, na szczęście artystka potrafi też bardziej się określić. Stąd brytyjsko brzmiące, sięgające po patenty z lat 90. "Borderline", a na drugim biegunie industrialne, bardzo rockowe, kłaniające się The Prodigy "Zostaw".
"Forever Child" niekoniecznie sprawdza się jako całość. Zebrane razem piosenki nieco przytaczają nieustannymi wokalnymi bądź syntezatorowymi atakami. Pojedynczo jednak mamy do czynienia z pewniakami na festiwale, potencjalnymi pogromcami list przebojów i przede wszystkim ultranowoczesnymi, napompowanymi energią numerami.
Ocena: 3,5 na 5
Autor: Anna Szymla/megafon.pl
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.