Mężczyzna twierdził, że na lotniskach znajdują się bomby. Służby zachowały ostrożność i zarządziły ewakuację terminali, a także dokładnie przeszukały oba porty. Szybko okazało się jednak, że alarmy były fałszywe. Jeszcze wtedy nikt nie zastanawiał się nad kosztami, jakie w takich przypadkach ponoszą lotniska.
Koszty mogą być niebotyczne. Wbrew pozorom, najdroższa nie jest ewakuacja i akcja służb poszukujących ewentualnej bomby, ale opóźnienia lotów. Przewoźnicy latający z warszawskich lotnisk musieli zmienić pory kilkunastu odlotów. Straty szacować będą także sklepy i restauracje działające na lotniskach. Po podobnej ewakuacji sprzed dwóch tygodni w Modlinie, linia Ryanair obliczyła straty na ok. 360 tys. złotych - informuje RMF24.
Sama akcja służb na Okęciu została wyceniona na 20 tys. złotych. Kiedy oszacowane zostaną pozostałe straty, władze lotniska wystąpią z pozwem cywilnym przeciwko mężczyźnie, który stoi za alarmem. Lotnisko, oprócz pokrycia kosztów akcji i opóźnionych lotów, może także domagać się odszkodowania.
Podobnie sytuacja wygląda na lotnisku Warszawa-Modlin. Tam koszty będą jednak niższe, bo opóźnionych lotów było mniej. Niewykluczony jest także pozew zbiorowy, w którym oba warszawskie lotniska miałyby domagać się odszkodowania w imieniu kilkuset pasażerów, którym ewakuacje lotnisk pokrzyżowały plany.
Zobacz także:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.