Czekasz na ceremonię rozdania Oscarów?
Nie czekam, ponieważ mam trzeźwy stosunek do Oscarów. Wiem, że nie są wymiernikiem wartości i nie decydują o tym, które filmy przejdą do historii. Uważniej obserwuję Oscary pod kątem fenomenu utraty ich atrakcyjności dla publiczności amerykańskiej.
Jako imprezy?
Tak. Zauważam takie dwie mijające się krzywe. Jedna jest krzywą spadku zainteresowania i spadku wartości nagrody w Ameryce, druga to krzywa wzrostu tej całej bańki splendoru i oczekiwań związanych z Oscarami u nas, nie tylko w Polsce, ale w ogóle w Europie.
A więc: tak – interesuję się ceremonią rozdania Oscarów, tak – nie będę spał tej nocy, ale bez emocji.
Najciekawszy dla wszystkich jest polski wątek – trzy nominacje dla filmu Pawła Pawlikowskiego "Zimna wojna” w kategoriach Najlepszy Film Nieanglojęzyczny, Najlepszy Reżyser i Najlepsze Zdjęcia. Sądzisz, że ma szanse na nagrodę?
Myślę, że tak. Uważam, że "Zimna wojna” jest lepszym filmem niż "Roma”, z którą konkuruje. Obiektywnie. Jej szanse wynikają również z faktu, że "Roma” jest nominowana zarówno w kategorii Najlepszy Film, jak i Najlepszy Film Nieanglojęzyczny. I byłoby absurdalne, gdyby dostała Oscara w obu tych kategoriach.
Bardzo bym chciał, aby Paweł Pawlikowski dostał nagrodę – chyba najbardziej bym się wtedy ucieszył. Liczę, że może Łukasz Żal dostanie za zdjęcia. Generalnie każdy sposób wyróżnienia "Zimnej wojny” i związanych z nią artystów jest dla mnie superatrakcyjny, choć zdaję sobie sprawę, że pozycja "Romy” jako faworyta jest podyktowana nie tylko jakością filmu, ale przede wszystkim faktem, że to jest film meksykański.
A Meksyk jest w tej chwili najgorętszym tematem w Stanach Zjednoczonych ze względu na budowanie muru na granicy między tymi krajami. "Zimna wojna” natomiast jest zimna – w sensie emocji. To jest historia z przeszłości Europy, doskonale opowiedziana, ale odległa.
Ale uniwersalna historia.
Oczywiście, że tak, jednak emocje to emocje. Dlatego właśnie wydaje mi się, że więcej zainteresowania poświęcą Amerykanie "Romie” Cuarona. Co mimo wszystko nie wyklucza szans "Zimnej wojny” na jednego z Oscarów spośród tych trzech nominacji.
Jak myślisz, jak duże pieniądze trzeba zainwestować, by wypromować film do Oscarów.
Nie mam pojęcia. Ale myślę, że żadnej polskiej firmy na to nie stać.
W tym roku mamy wyjątkową sytuację, bo za "Zimną wojną” stoi Amazon.
Widać, że zainwestowali w ten film. I niewątpliwie ta ich inwestycja będzie się zwracała w dłuższym terminie, bo to nie jest jedynie inwestycja w Oscary, ale też w ludzi związanych z tym filmem, m.in. w Joannę Kulig.
Czy Oscary są nagrodą za artyzm czy nagrodą, za którą stoją lobbyści?
Tam, gdzie stawka jest wysoka, pojawiają się lobbyści. A gdzie są lobbyści, są też pieniądze. I niewątpliwie z punktu widzenia marketingowego Oscary mają potężną siłę. Nie taką może już jak kiedyś, ale nadal bardzo wielką.
A czy wśród tegorocznych nominacji w kategoriach Muzyka i Najlepsza Piosenka masz swoich faworytów?
Oczywiście! Lady Gaga, która genialnie zaśpiewała piosenkę "Shallow” w duecie z Bradleyem Cooperem. Która jest też fantastyczną kompozytorką, o czym zapominamy oraz świetną aktorką.
W "Narodzinach gwiazdy” nie jest może aż taka wybitna, ale w serialu "American horror story” była naprawdę znakomita. Moim zdaniem to jest artystka tej klasy, co Barbra Streisand czy Cher. Jej wszechstronność, którą zaprezentowała jako aktorka, piosenkarka i kompozytorka jest absolutnie wyjątkowa. Jej pracowitość jest wstrząsająca; można pokazywać ją młodemu pokoleniu jako wzór metra.
Na czym polega osiąganie sukcesu? Nie wystarczy być zdolnym, nie trzeba być ładnym, ale trzeba być pracowitym.
I trzeba kochać to, co się robi.
Tak. Wtedy pojawia się blask w oczach, który zastępuje ci wszystko: wzrost, wielkość biustu… I Lady Gaga to ma. Ona jest emanującą osobowością i absolutnym tytanem pracy. Jeżeli postanowi sobie, że nagra płytę jazzową, to nagrywa rewelacyjny jazz i udowadnia wszystkim, że jest prawdziwym muzykiem.
Jakie emocje wzbudza w Tobie Lady Gaga! (śmiech)
Bo ja lubię takich ludzi – z biglem, z pasją, przekraczających granice.
Czy to jest właśnie klucz, według którego wybierasz utwory na swoje płyty "Tomasz Raczek w kinie” z muzyką filmową?
Oczywiście.
Najnowszej bardzo dobrze się słucha. Jest na niej parę naprawdę fajnych kawałków. Genialne "Wszystko, czego dziś chcę” w wykonaniu Moniki Brodki z serialu "Rojst” czy piosenka "It’s Raining Today” z serialu "Ślepnąc od świateł”, która otwiera płytę.
To stara piosenka Scotta Walkera, wykorzystana w nowej roli. Wierzę, że te składanki mają wtedy sens, jeśli dajesz przeboje, których wszyscy oczekują jak np. "I have nothing” Whitney Houston, ale też rzeczy nowe, przy których puls szybciej uderza. Pokazujesz w ten sposób słuchaczom, jakie bogactwo jest w muzyce filmowej.
Dlaczego nie ma na niej piosenki "Dwa serduszka” w wykonaniu Joanny Kulig z "Zimnej wojny”?
Bardzo o to zabiegałem, ale nie powiodło się. To nagranie należy do Amazona, który wydał w tym samym czasie własną płytę z wersją polską i francuską tej piosenki. Ale gdyby to ode mnie zależało, "Dwa serduszka” otwierałyby moją płytę.
O autorce wywiadu:
Aldona Sosnowska-Szczuka - Dziennikarka. Absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie. Przez pięć lat pracowała jako zastępczyni redaktor naczelnej dwutygodnika "Gala”. Wcześniej związana m.in. z magazynami "Pani”, "InStyle” i "Joy”. Autorka książek na temat zdrowego stylu życia: "Jedz, ćwicz, chudnij. I nie poddawaj się!” oraz "Możesz jeść wszystko! Fakty i mity na temat zdrowego odżywiania”.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.