W polskich miastach nie będzie bezpieczniej, to wina infrastruktury. Grunt-Mejer w rozmowie z portalem strefapiesza.blox.pl przyznał, że na drogach Europy Zachodniej jest dużo bezpieczniej, a nie pije się tam szczególnie mniej niż w Polsce. W Niemczech na drogach lokalnych, miejskich po prostu nie da się szybko jechać. Jest dużo progów zwalniających, podniesionych tarcz skrzyżowań, rond i ślepych ulic.
W Niemczech, gdy pijany kierowca będzie chciał jechać za szybko, to infrastruktura mu to uniemożliwi. Jeżeli nietrzeźwy wjedzie na kilka podniesionych skrzyżowań z nadmierną prędkością to silne wstrząsy przypomną mu, z jaką prędkością powinien się poruszać. Na jezdniach stawiane są donice z drzewami, dlatego pijany rozbije się już przy pierwszej próbie jej ominięcia. Nawet jeżeli dochodzi do zdarzeń z udziałem nietrzeźwych kierowców, to ich prędkość jest dużo niższa.
Polskie drogi umożliwiają i zachęcają do szybkiej jazdy, niemal wszędzie da się jechać szybko. Ustawianie znaków ograniczających prędkość czy fotoradarów nic nie da, przecież to nie robi wrażenia na pijanym kierowcy - twierdzi Grunt-Mejer. W Polsce kierowca nie zatrzyma się na latarni, tylko owinie wokół niej, nie zderzy się z samochodem jadącym z naprzeciwka, tylko się w niego wbije, a piesi nie zdążą uskoczyć, tylko zostaną rozjechani.
Pijani kierowcy siadają za kółko zwykle na krótkich dystansach. Typowym scenariuszem jest impreza, w której wszyscy popili i nie ma komu wrócić do domu. Wtedy za kółko siada osoba, która wypiła najmniej. Dystans jaki ich dzieli do celu to zwykle 5-10 kilometrów, to naprawdę niewiele. W Polsce wystarczająco, żeby się rozpędzić i kogoś zabić. Zdaniem Jacka Grunt-Mejera kampanie społeczne, apele w mediach, czy akcje policji nie zlikwidują problemu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.