Choć przed budynkiem stała grupa osób z telefonami, ale nikt nie wzywał strażaków. Wszyscy zajęci byli nagrywaniem pożaru. Ogień pojawił się 7 kwietnia w samo południe. Kłęby dymu buchały z balkonu, płonął stojący na nim tapczan. Strażaków nie było widać. - Jaka jest ludzka znieczulica? - pyta "Gazeta Lubuska".
Dojeżdżam do krzyżówki od wiaduktu i w budynku na Łużyckiej wiedzę jak ogień wywala balkonem. Ludzie stoją na ulicy i zdjęcia robią, filmiki kręcą. Od razu zadzwoniłem po straż a oni mówią, że pierwsze słyszą o pożarze. Byli na miejscu w dwie minuty - opowiada lokalnej gazecie pan Juliusz Tomaszewski.
Był akurat w Świebodzinie prywatnie. Strażnik gminny ze Skąpego zobaczył dym i ogień mijając blok samochodem. Zatrzymał auto, wezwał pomoc i wbiegł na klatkę schodową z palącym się lokalem.
W mieszkaniu, z którego wydobywał się dym udało mi się wejść tylko do pierwszego pomieszczenia, ale takie zadymienie było, że nie dało się niczego zrobić. Za chwilę za mną wbiegli strażacy - relacjonuje Tomaszewski.
Strażacy ugasili ogień proszkiem, dzięki temu oszczędzili mieszkańcom strat związanych z zalaniem wodą. Konieczne było ewakuowanie mieszkającej po sąsiedzku kobiety. Uratowali też z pożaru dwa koty. Zwierzęta są całe i zdrowe.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.