*Samochód stoczył się do wody po starej pochylni dla łódek. *Gdy Piotr Smoleński dopłynął do tonącego auta, dwójka 5-letnich dzieci i pies Milo siedzący z tyłu drapali po szybie. Kobieta na siedzeniu pasażera bezskutecznie biła pięściami w okno, chcąc wydostać się na zewnątrz. Ich ojciec, będąc po szyję w wodzie, próbował powstrzymać ciągnięty nurtem pojazd. Był sobotni wieczór 24 czerwca, dobiegała godzina 19.20.
Kabriolet bmw z zamkniętym dachem przepłynął po wodzie ok. 10 metrów. Okno pasażera było nieco uchylone, więc woda szybko zaczęła wdzierać się do środka. Ojciec dzieci słysząc krzyki, wyskoczył z domu, ale nie był w stanie pomóc rodzinie. Jadący drogą obok Smoleński dostrzegł zanurzone po dach auto i wyskoczył, by pomóc - donosi "Irish Examiner".
Tak się złożyło, że ratowani i ratujący się znali. Co więcej, wszyscy to mieszkający w Cork imigranci z Polski. O tym, że na jego oczach toną bliscy mu ludzie, Piotr Smoleński przekonał się dopiero będąc przy samym samochodzie. Za przednią szybą, którą na szczęście udało mu się wyłamać, zobaczył znajomą twarz pani Waszczykowskiej.
Sięgnął wgłąb auta i wydobył najpierw jedno dziecko, po czym przekazał je ludziom czekającym już na brzegu. Potem wskoczył po kolejne dziecko. Ktoś inny wskoczył do wody ratować kobietę. Pies uratował się sam - dodaje gazeta.
Uratowana z auta trójka trafiła na obserwację do szpitala. Ojciec rodziny też wymagał pomocy lekarskiej. Smoleński potrzebował jedynie kilku plastrów na podrapane szkłem przedramię, brzuch i nogi.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.