Żeńskie końcówki nie są nowym wynalazkiem językowym. Nagminnie używano ich już na samym początku XX wieku. Co więcej przed stuleciem to nie one budziły oburzenie, ale raczej… przypadki stosowania męskich końcówek na określenie kobiet.
W 1904 roku „Poradnik Językowy” opublikował protest czytelników sprzeciwiających się „gwałceniu języka polskiego” poprzez „łączenie z nazwiskami żeńskimi tytułu Dr. (Doktor) zamiast Drka (Doktorka)”. W tym liście podano też inne „prawidłowe” formy: profesorka, lekarka, lektorka, autorka…
Większość szybko zadomowiła się w języku. Językoznawcy badający temat twierdzą nawet, że w słownikach z pierwszej połowy XX wieku formy żeńskie były powszechniejsze niż po II wojnie światowej. Podobnie rzecz wyglądała w codziennym użyciu.
Poniżej przykłady słów, które mają dużo dłuższą historię, niż wydaje się wielu Polakom:
Doktorka
W książce Historia rozwoju ruchu kobiecego pisano o „pierwszej doktorce prawa” i o tym że Paryż „liczy koło 80 doktorek”. To była publikacja z 1904 roku i wcale nie miała charakteru prekursorskiego. Już trzy dekady wcześniej Słownik polskiego i rossyjskiego języka podawał, że „doktorka” to inaczej „lekarka”.
Magistra
„APTEKA w Modrzejowie koło Sosnowca przyjmie od 15 lipca magistra lub magistrę na stałą posadę. Warunki do omówienia listownie” – informowano w ogłoszeniu, które w 1939 roku zamieścił „Expres Zagłębia”. Z kolei czasopismo „Głos Serca” w 1929 wydrukowało anons:
Kawaler w średnim wieku, wyznania mojżeszowego, z zawodu kupiec, miły sympatyczny, prawego charakteru, z powodu braku znajomości zapozna tą drogą pannę wyznania mojżesz. z zawodu lekarkę lub magistrę farmacyi, posag obojętny.
Ogłoszenia wzmiankujące o szukaniu nie tylko magistrów, ale też magister często zamieszczały również „Wiadomości Aptekarskie”.
Pilotka
W 1932 roku „Dziennik Poznański” piał o Winifred Spooner. Angielską fascynatkę lotnictwa nazywał „dzielną pilotką” i podkreślał, że kobieta „sama wszystko dopilnowuje i naprawia”.
Forma „pilotka” przyjęła się dość powszechnie. Podano ją też np. w broszurze "Przygotowanie kobiet do obrony kraju zagranicą", wydanej w 1939 roku. Autorzy donosili czytelnikom o „lotniczkach łotewskich”:
Łotewska Organizacja Przysposobienia Wojskowego, posiadająca specjalny oddział lotnicy, wyszkoliła ostatnio 15 kobiet pilotek, które stanowią zaczątek kadry lotnictwa żeńskiego.
Posłanka
Dyskusja nad tym, jak należy określać pierwsze deputowane do polskiego parlamentu ruszyła już na przełomie 1918 i 1919 roku. Wysuwano przeróżne propozycje. Jak informował „Poradnik Językowy” wkrótce po odzyskaniu niepodległości:
Jeżeli (…) odczuwamy potrzebę wyróżnienia posła-mężczyzny od posła-kobiety (jak warszawskie dzienniki zaczynają pisać), to musimy szukać analogii, podobieństwa. A więc skoro orzeł-orlica, karzeł-karlica, sokół-sokolica, to i poseł-poślica.
Horribile dictu! – jakże można tak nazywać członkinię »sejmu ustawodawczego«!
Ktoś wybrnął z tej trudności krakowskim targiem i utworzył formę: posełkini. Wprawdzie nie jest to forma od poseł, ale od nieistniejącego posełka, czyli małego posła, ale jeżeliby to miało powodzenie, to w każdym razie lepsze niż: kobieta-poseł.
Poślina nie może być z tego powodu, że to nie oznacza innego rodzaju, ale gatunek podlejszy, jak szewczyna, pisarzyna, chłopina itp.
Przez pewien czas mówiono o „posełkach”, ale przed końcem lat 20. szeroko wszedł już do użycia termin „posłanka”. Nie taki nowy, bo nawet w książkach z początku XIX (tak, dziewiętnastego!) wieku można znaleźć „posłanki” – tyle że są to wysłanniczki, emisariuszki, a nie polityczki. W przekładzie skandynawskich sag wydanym w Wilnie w 1807 roku określono tak Gnę, jedną z trzech służek bogini Frygi.
W 1926 roku posłanki można było znaleźć choćby w warszawskiej książce adresowej (np. „Prauss Zofja, posłanka na Sejm, 3 maja 16, tel. 94-96”). Określenie padało także w prasie codziennej czy nawet w pół-oficjalnych informatorach na temat składu sejmu i senatu.
Powstanka
Powstankami określano już uczestniczki powstania styczniowego z 1863 roku. „Tygodnik Polski” pisał w 1928 roku o człowieku, urodzonym na Syberii, który był synem „powstańca i powstanki”.
Formy używano też w odniesieniu do uczestniczek powstań śląskich z lat 1919-1921. W drugiej połowie lat 20. „Polska Zbrojna” pisała o uroczystościach rocznicowych: „Idą powstańcy i powstańczynie czy powstanki”.
Prawniczka
W latach międzywojnia funkcjonowała Międzynarodowa Federacja Prawniczek. „Kurier Poznański” w 1935 roku pisał o „stanowisku prawniczek w Polsce”. A „Iskra” już w 1917 roku o „pierwszej prawniczce w sądach polskich”. Określenie nie budziło kontrowersji i to nawet w najbardziej konserwatywnych kręgach.
Prawicowy dziennik „ABC” w połowie lat 30. ubolewał nad poziomem zarobków inteligencji. I podawał pozytywny przykład „prawniczki”, która swoją pensją wspierała słabo zarabiającego męża inżyniera.
Profesorka
O profesorkach pisała w 1909 roku Kazimiera Bujwidowa, autorka książki "Czy kobieta powinna mieć te same prawa co mężczyzna". Określenie to pada nawet wcześniej, w 1897 roku, w broszurze feministycznej "Nasze cele i drogi".
Na początku XX wieku „profesorki” nie dziwiły i nie gorszyły. Określenie szybko stało się powszechne na łamach prasy. Widać to dobrze w najpoczytniejszym warszawskim dzienniku – „Kurierze Warszawskim”. O profesorkach pisał on już 1903 roku, a w latach międzywojnia stale różne profesorki szukały pracy (lub były szukane) w rubryce ogłoszeń.
Psycholożka
W 1937 roku Stanisław Szober, autor książki "Na straży języka. Szkice z zakresu poprawności i kultury języka polskiego", wymieniał propozycje nowych form, wysuwanych przez „społeczne czynniki rozwoju języka”. A zwłaszcza przez same kobiety, które „widocznie chcą, żeby najzaszczytniejszy nawet zawód nie przysłaniał ich kobiecości”. Pojawia się tutaj psycholożka, a nawet pedagożka.
Na wzór oboczności: chłop – chłopka, nauczyciel nauczycielka… usiłują się tworzyć takie oboczności, jak pedagog – pedagogiczka (pedagożka!), psycholog – psychologiczka (psycholożka!), bądź na wzór oboczności: bóg – bogini tworzy się takie szeregi, jak pedagog – pedagogini, psycholog—psychologini…
Świadkini
Od schyłku XIX wieku często zdarzało się, że o kobietach występujących przed sądem pisano w formie: „świadkinie”. Robiła tak prasa popularna (np. „Głos Śląski”, „Gwiazdka Cieszyńska”, „Gazeta Robotnicza”), ale też szacowna „Gazeta Sądowa Warszawska”.
I nic dziwnego. Zachowane teksty jasno wskazują, że o świadkiniach mówili także sami sędziowie i prokuratorzy podczas rozpraw.
Kamil Janicki – historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Damy polskiego imperium, Pierwsze damy II Rzeczpospolitej, Epoka milczenia czy Damy złotego wieku. Jego najnowsza pozycja to Damy przeklęte. Kobiety, które pogrzebały Polskę (2019).
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.