"Biegnij, gdy zobaczysz grzyb atomowy" - taki nosi tytuł poradnika w serwisie mocno związanym z Kremlem.
Po wybuchu jądrowym należy odczekać przed wyjściem z domu. "Sputnik" twierdzi, że około trzech dni, bo wtedy poziom promieniowania będzie znacznie mniejszy. Nie wolno patrzeć w stronę grzyba jądrowego, bo można poparzyć siatkówkę. Za schrony mogą posłużyć jedynie głęboko położone stacje metra. Uciekając do schronu, trzeba zabrać ze sobą lekarstwa na dłuższy czas - piszą anonimowi autorzy tekstu.
Nie wolno panikować, trzeba włączyć telewizję, by dowiedzieć się, co się stało. Czy to III wojna światowa, atak terrorystyczny, a może awaria w elektrowni jądrowej. Według rosyjskiego poradnika nie można liczyć na łączność komórkową po wybuchu konfliktu nuklearnego. Należy czekać w bezpiecznym miejscu na ratowników, bo "jedynie oni wiedzą, co trzeba robić".
Redaktorzy "Sputnika" nie ukrywają, że chodzi o ostatnie napięcie. Konflikt na linii Putin-kraje Zachodu nabrał jeszcze wyższej temperatury po amerykańsko-brytyjsko-francuskim ataku na cele w Syrii. Serwis jest częścią koncernu powstałego z przekształcenia oficjalnej agencji Ria Novosti i radia Głos Rosji. "Sputnik" sieje propagandę Moskwy. Prowadzi serwisy internetowe, ma wiele wersji językowych, także polską, nadaje programy radiowe.
W ostatnim czasie trwa ożywiona dyskusja na temat III wojny światowej między USA a Rosją. W mediach i na portalach społecznościowych ciągle pojawiają się materiały o nadciągającej "apokalipsie jądrowej", co prowokuje u wielu ataki strachu i histerii - pisze redakcja we wstępie do poradnika.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że Władimir Putin sieje psychozę. Zważywszy na proweniencję serwisu "Sputnik" trudno podejrzewać, że kremlowscy spece od propagandy nic nie wiedzą o tego typu poradnikach. Zapewne są przygotowane w rosyjskiej armii i tylko "podrzucane" redaktorom rządowych mediów.
Trudno zakwestionować sensowność posiadania wiedzy na wypadek wybuchu atomowego. Jednak publikowanie tego typu poradników w kremlowskich środkach przekazu z uzasadnieniem groźby wybuchu III wojny światowej i w momencie, gdy Rosja i Stany Zjednoczone ostrzegają się wzajemnie o możliwych konsekwencjach większego zaangażowania w Syrii, na pewno nie uspokoi Rosjan z atakami histerii i strachu, o których pisze "Sputnik".
Łatwiej będzie za to Putinowi manipulować zastraszonymi wojną ludźmi. I uzasadniać dosypywanie kolejnych setek milionów rubli do rosyjskiego sektora zbrojeniowego, by unowocześniać armię, wyposażać ją w kolejne rakiety Sarmat czy Kindżał. Bo realnego zagrożenia bezpośrednim konfliktem jądrowym między Rosją a USA nie ma. Oczywiście istnieje hipoteza "omsknięcia" się palca na guziku, ale można ją między bajki włożyć.
Nawet gdyby Trump był na tyle nierozsądny, by marzyła mu się wojna jądrowa, to nikt mu na to w Stanach Zjednoczonych nie pozwoli. Putinowi, zimnemu i wyrachowanemu graczowi, chodzi o atmosferę zagrożenia, a nie o samą wojnę. Co nie oznacza, że nie będziemy świadkami kolejnych ostrych wypowiedzi i stanowisk obu krajów. Wszak gra musi się toczyć.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.