Co tam znikające z kanonu lektury czy kasowanie gimnazjów. Spróbuj, rodzicu, kupić okładki do wszystkich podręczników swojego dziecka. Po nocach będą ci się śnić milimetrowe różnice między B5/2R a B5/6R. Ludziom z dwójką, lub większą liczbą pociech w wieku szkolnym w sukurs przychodzą twórcy specjalnych miarek do kupowanych książek. Przypominające suwak ze sklepu obuwniczego narzędzie pokazał na Facebooku tata prowadzący serwis blogojciec.pl.
Dzisiaj chciałbym serdecznie pozdrowić wszystkie osoby odpowiedzialne za całkowity brak standaryzacji przy tworzeniu podręczników do szkół podstawowych (i pewnie nie tylko). Obecnie mamy siedem rodzajów okładek przy samym wymiarze A4. Już nawet hurtownie przestały mieć te okładki na stanie i są tylko na zamówienie, bo im się to zwyczajnie nie opłaca. Więc albo kupujesz okładki do przycięcia i siedzisz pół nocy oklejając wszystko albo mierzysz każdy podręcznik przed zakupem i zamawiasz okładki z wyprzedzeniem. Cudownie - pisze.
Co robić? Naturalnie, można posłużyć się wskazanym gadżetem do mierzenia rozmiarów książek i ruszyć na zakupy. Raczej w sieci, bo jak czytamy, okładki często trzeba specjalnie zamawiać. Tradycyjna szkoła to robienie okładek papierowych samemu. Nieco trudniejsze od pakowania prezentów, ale da się zrobić. Za granicą mają lepszy patent i używają rozciągających się okładek z materiału. Pod wpisem Blog Ojciec podpowiedziała to jedna z komentujących mam. Może warto wzorować się na Norwegach?
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
