Napaść na tankowiec nie jest prostą sprawą. Olbrzym wypełniony cennym (coraz mniej, ale jednak) ładunkiem nie jest nawet prosty do abordażu. Najpierw trzeba wdrapać się na pokład i opanować jednostkę. Potem wyłączyć urządzenia wskazujące jej pozycję i popłynąć w ustronne miejsce. Po przepompowaniu ropy trzeba w końcu mieć chętnego na jej kupno. Piraci też płacą za logistykę i różnica między ich ostatecznym zarobkiem, a ponoszonymi w trakcie operacji kosztami, czyni kradzież surowca coraz mniej opłacalną.
Ropę można już kupić za mniej niż 30 dolarów za baryłkę. Piraci kradli ją chętniej kilka lat temu, gdy kosztowała 106 dolarów. Teraz im się nie opłaca - mówi agencji Bloomberg Florentina Adenike Ukonga, sekretarz Komisji Zatoki Gwinejskiej - organizacji promującej współpracę gospodarczą w tej części świata.
I bez spadku cen ropy biznes piratów słabnie. W 2013 roku w Zatoce Gwinejskiej napadli na 100 różnych statków. W 56 przypadkach udało się im je opanować. W 2014 roku było 67 ataków, w tym tylko 26 skutecznych. W większości celami były statki przewożące ropę naftową lub jej pochodne. Gdy cena surowca spadła, zainteresowanie kradzieżą zmalało tym bardziej.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.