To mógł być początek puczu. Kiedy setki żołnierzy maszerowały do biura premiera Etiopii, władze państwa prawie wpadły w panikę. Okoliczne ulice były zamykane, a internet odcięto na wiele godzin - informuje BBC.
Wtargnęli do gabinetu z kałasznikowami i karabinami snajperskimi. Jak przyznają eksperci, sytuacja była bardzo niebezpieczna i mogła mieć poważne konsekwencje dla stabilności państwa.
Jednak premier zachował zimną krew i zręcznie rozładował napięcie. Według doniesień Abiy Ahmed uważnie wysłuchał postulatów protestujących, ale potem zganił ich za nieprzestrzeganie procedur i kazał wszystkim zrobić dziesięć pompek. Sam również wykonał ćwiczenie, co wyraźnie zachwyciło wielu żołnierzy.
Odwołał się do ich uczuć patriotycznych. Według relacji etiopskiej agencji prasowej premier obiecał, że "zajmie się ich skargami", ale podkreślił, że także urzędnicy musieli się pogodzić z niskimi pensjami z powodu redukcji wydatków z budżetu.
Musimy wykorzystać pieniądze na rozwój państwa. Jeśli wypłacimy wszystkim podwyżki, to przestaniemy się rozwijać - powiedział do protestujących Abiy Ahmed.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.