Im bliżej wyborów, tym na obywateli jest wywierany większy nacisk, by wzięli udział w głosowaniu. Ali Chamenei, irański duchowny i polityk, nazwał oddanie głosu obowiązkiem religijnym Irańczyków. Regularnie apelowano, żeby mieszkańcy państwa zademonstrowali jego wrogom jedność w obliczu trudnych czasów.
Rzecznik Rady Strażników Konstytucji podzielił się w środę 19 lutego przewidywaniami odnośnie frekwencji. Jak podaje agencja "Reuters", spodziewano się, że w wyborach weźmie ok. 50 proc. uprawnionych. Rząd obawia się, że obywatele mogą nie przystąpić do wyborów w ramach protestu przeciw teokratycznym rządom lub z braku zainteresowania sprawami państwa.
Wybory parlamentarne w Iranie: czym grozi niska frekwencja?
W sprawie wyborów zabrał głos doradca prezydenta Hasana Rouhaniego. Jak podaje "Newsweek", Hesamodin Ashna ostrzegł na Twitterze, że niska frekwencja jest na rękę największemu wrogowi Iranu, czyli Stanom Zjednoczonym. Jeśli obywatele nie zagłosują, dojdzie do zaostrzenia sankcji wobec państwa i większego prawdopodobieństwa zbrojnej inwazji.
Hesamodin Ashna uważa, że niska frekwencja doprowadzi do większej ingerencji obcych państw w sprawy Iranu. Zapowiada, że wrogie mocarstwa zaczną wynajmować "antyirańskich" dziennikarzy, a znaczenie państwa na arenie międzynarodowej ulegnie zmniejszeniu.
Wybory parlamentarne w Iranie miały gwałtowny przebieg. Aż 9 tysięcy z 16 tysięcy osób, które wyraziły chęć kandydowania, po weryfikacji otrzymało odmowną odpowiedź. Dzień przed wyborami przedstawiciele Stanów Zjednoczonych wyrazili przekonanie, że w Iranie nie może być mowy o wolnych wyborach, a pięciu członków organu nadzorującego zostało poddanych sankcjom za manipulacje wyborcze.
Rząd Iranu na razie nie ujawnił, ilu obywateli ostatecznie zdecydowało się oddać głos.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.