Minęło 40 lat, odkąd samolot należący do narodowego przewoźnika Air New Zealand rozbił się w Antarktyce. Maszyna uderzyła o wulkan. Katastrofa ta określana jest najtragiczniejszą w historii lotnictwa Nowej Zelandii. Teraz premier kraju Jacinda Ardern po raz pierwszy skomentowała tę sprawę w imieniu rządu.
W 1979 roku tak wiele stracono, a konsekwencje były ogromne. Czas nie zmniejszył bólu. Ta strata sama w sobie była ogromna. Spowodowała traumę w całym kraju – powiedziała pani premier.
Samolot linii Air New Zealand rozbił się na Antarktydzie 28 listopada 1979 o godzinie 12.49. McDonnell Douglas DC-10 uderzył o górę Erebus. Zginęło 237 pasażerów i 20 członków załogi. 28 osób nigdy nie odnaleziono, a szczątki 16 okazały się niemożliwe do zidentyfikowania.
Przyczyny katastrofy były przez lata ukrywane. Milczenie władz, a także brak komentarza linii lotniczych sprawiły, że pojawiły się różne teorie. Rozżalone rodziny ofiar twierdziły, że zawiązał się spisek, który miał na celu ukryć popełnione przez pilotów błędy.
Dopiero na początku lat 80. XX wieku ogłoszono, że katastrofę spowodowała awaria nawigacji. Eksperci lotnictwa twierdzą, że ulepszona technologia, taka jak sprzęt satelitarny i dokładniejsze dane pogodowe, nie pozwoliłyby aby podobna katastrofa miała dziś miejsce.
Po 40 latach, w imieniu dzisiejszego rządu, przepraszam za działania linii lotniczej będącej wówczas własnością państwa (…) Te przeprosiny są szczere i mają szeroki zasięg. Nigdy nie poznam ogromu tego smutku, ale wiem, że nadszedł czas, by powiedzieć przepraszam – powiedziała premier.
Wciąż trwa też spór o pomnik dla ofiar katastrofy. Wiele osób chce by powstał na przedmieściach Auckland w Parnell, jednak część mieszkańców twierdzi, że byłoby to dla nich zbyt smutne i niepotrzebnie przypominałoby o tragedii sprzed lat.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przezdziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.