Koalicja zawiązana przeciwko Państwu Islamskiemu poinformowała, że nieomal doszło do powietrznej walki. Szacuje się, że odległość między dwoma rosyjskimi i dwoma amerykańskimi samolotami mogła wynosić od kilkunastu do maksymalnie 30 kilometrów.
Obie pary maszyn zawróciły i nie doszło dzięki temu do konfliktu. Każdy zajął się swoimi sprawami – powiedział telewizji CNN rzecznik prasowy dowodzonej przez Stany Zjednoczone koalicji, pułkownik Steve Warren.
Warren nazwał rosyjskie naloty w Syrii "lekkomyślnymi" i "pozbawionymi ładu". Wspomniał także o wielkiej nieodpowiedzialności Rosjan. Stany Zjednoczone wierzą, że spośród 80 ataków z powietrza, które przeprowadziła Rosja, tylko ułamek skierowany jest w terrorystów z ISIS. Waszyngton oskarża też rosyjskie lotnictwo o śledzenie amerykańskich dronów.
Rosja przyznała, że naloty mają pomóc syryjskiemu prezydentowi, ich bliskiemu sojusznikowi. Kreml twierdzi jednak, że większość celów, w które trafiają rakiety to siły terrorystyczne, w tym ISIS.
W ciągu jednego dnia flota złożona z samolotów Su-24, Su-24M oraz Su-25SM dokonała 88 nalotów na 86 obiektów, między innymi w regionach miast al-Raqqah, Hama, Idlib, Latakia i Aleppo - powiedział reporterom rzecznik prasowy sił rosyjskich generał Igor Konaszenkow.
Wśród celów miały być kwatery dowodzenia ISIS, magazyny broni i miejsca produkcji materiałów wybuchowych. Jak podaje serwis Sputnik News, Konaszenkow twierdzi, że Rosjanie przechwycili rozmowy pomiędzy islamskimi bojownikami, którzy mówią, iż część z nich planuje opuścić syryjską strefę walk z powodu braku amunicji.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.