"Roksa oferuje seks z robotem. Będziesz mieć czyste sumienie, bo to nie zdrada" - pal licho to, co wypisuje się w mediach społecznościowych, artykuł o takim tytule zamieścił jeden z bardziej uznanych portali technologicznych. Zanim przejdziemy do walcowania tych doniesień, należy ci się czytelniku kilka wyjaśnień.
Po pierwsze - czym jest ta Roksa? Otóż to jeden z największych w polskim internecie portali reklamujących... usługi towarzyskie (używając łagodnego określenia). Sami o sobie piszą: "Każdego dnia odwiedza nas ok. 430 tysięcy osób, a nasze ogłoszenia w ciągu miesiąca wyświetlane są ponad 150 milionów razy".
Po drugie - to właśnie na tej Roksie znalazło się owo rozgrzewające zmysły (niektórych) ogłoszenie: Maya seks-robot, lokalizacja; Warszawa. Cena: 400 zł (godzina)
, 1,2 tys. zł (cała noc). Oprócz tych podstawowych (i kluczowych dla ewentualnych klientów informacji) ogłoszeniodawca pozwolił sobie też na kilka werbalnych marketingowych sztuczek. Mówiąc wprost: zachwalał swój "towar"/"usługę".
- To jedyny naprawdę bezpieczny seks - Maya przed każdym spotkaniem przechodzi gruntowną dezynfekcję i nie może być nosicielem żadnych niespodzianek. Maya jest czysta jak łza anioła
Będziesz mieć czyste sumienie, bo to nie zdrada. Seks z maszyną, nawet jeśli jest wyposażona w sztuczną inteligencję, to moralnie tylko seks z maszyną
Postanowiliśmy więc poświęcić się dla ludzkości i sprawdzić usługi oferowane przez Mayę. Oczywiście nie wszystkie. Liczyliśmy na miłą godzinkę spędzoną w inteligentnym (choć sztucznie) towarzystwie. Chcieliśmy sprawdzić, czy z seks robotem rzeczywiście da się swobodnie pogaworzyć po angielsku (jest jeszcze opcja chińskiego, jeśli ktoś zna).
Niestety okazało się, że z dużej medialnej chmury, nie tylko nie mały deszcz, ale tematyczna posucha. Niedługo po pierwszych publikacjach - ogłoszenie zniknęło ze stron internetowych. Zadzwoniliśmy pod podany wcześniej numer. Głucha cisza.
Sprawę próbuje nam nieco wyjaśnić osoba związana z rynkiem usług seksualnych, pracująca dla konkurencyjnego portalu. - Moim zdaniem drogi są dwie: albo był to żart jakiś dzieciaków, bo za takie ogłoszenie wprawdzie trzeba zapłacić, ale to koszt rzędu kilkudziesięciu złotych, albo: ktoś testował możliwości rynkowe, zainteresowanie - przekonuje.
- Jestem pewien, że jeśli jakaś firma zacznie wynajmować krótkoterminowo takie roboty, to ceny będą jednak wyższe. Sama lalka to koszt dobrych kilkunastu tysięcy złotych, a trzeba pamiętać o bardzo drogim serwisie - dodaje.
Przedstawiciele portalu Roksa.pl zapytani przez nas o tę sprawę, odpowiedzieli lakonicznie: "Emisja tego anonsu została wstrzymana przez ogłoszeniodawcę".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.