W 2015 r. u skazanego za morderstwo Benjamina Schreibera doszło do zatrzymania akcji serca. Mężczyzna zasłabł w swojej celi w stanie Iowa i został reanimowany przez lekarzy.
Trzy lata później 66-latek złożył wniosek o zwolnienie twierdząc, że przebywał w więzieniu nielegalnie. Tłumaczył, że ponieważ zmarł przed reanimacją, technicznie wykonał swój wyrok dożywocia.
Sędziowie nie kupują jednak tłumaczeń więźnia. Sąd Apelacyjny w Iowa orzekł, że 66-latek pozostanie za kratkami, dopóki lekarz sądowy nie ustali, że mężczyzna faktycznie jest martwy.
W swoim wniosku Schreiber argumentował również, że lekarze naruszyli jego prawa. Więzień podpisał bowiem umowę, która zakładała, że po wstrzymaniu akcji serca nie będzie reanimowany. Gdy zasłabł pracownicy szpitala skontaktowali się z jego bratem, który zgodził się jedynie podać mu lekarstwo na złagodzenie bólu - podaje The Washington Post.
Schreiber trafił za kratki w 1996 r., kiedy oskarżono go o morderstwo 39-letniego Johna Dale'a Terry'ego. Mężczyzna miał zabić ofiarę za pomocą drewnianej rączki kilofu. Ława przysięgłych uznała go za winnego morderstwa pierwszego stopnia i skazała go na dożywocie bez możliwości zwolnienia warunkowego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.