Skoki promieniowania notuje się od początku roku. Najpierw, na początku stycznia w północnej Norwegii w pobliżu rejonu Nowaja Ziemlia, znanego miejsca testów jądrowych z czasów ZSRR. Potem w kolejnych krajach coraz bardziej na południe. Szwecja, Polska, Czechy, Niemcy, Francja, Hiszpania. Władze wiedzą o tym od tygodni, ale dotąd wszyscy milczeli. Przemówił Instytut Ochrony Radiologicznej i Bezpieczeństwa Atomowego (IRSN).
W tygodniu 9-16 stycznia wskaźnik sięgnął u nas 5,92 mikroBq/metr sześcienny, podczas gdy w Hiszpanii wyniósł 1,28 a w pozostałych krajach nie przekraczał 1 mikroBq/metr sześcienny. W Niemczech było jodu 12 razy mniej - czytamy.
Podstawowym źródłem skażenia Jodem-131 może być działalność człowieka. Może to być wyciek z elektrowni atomowej, wybuch jądrowy albo wpadka firmy farmaceutycznej wykorzystującej radioaktywną substancję w terapii nowotworowej. Serwis Oko.Press poprosił o komentarz prof. Andrzeja Strupczewskiego z Narodowego Centrum Badań Jądrowych. Potwierdził, że odkryte ilości Jodu-131 nie są szkodliwe dla zdrowia. Naukowca zainteresowała jednak różnica skażenia między Polską a innymi krajami.
Teoretycznie jakiś minimalny wyciek mógł mieć miejsce w zachodniej Europie i wtedy zachodnie wiatry przywiałyby go do Polski. Ale w Niemczech i Czechach poziom jest wielokrotnie niższy niż u nas. To z kolei wskazywałoby, że minimalne ilości jodu dotarły ze wschodu - tłumaczy.
*Sprawa zainteresowała też Amerykanów. *W połowie lutego do Wielkiej Brytanii do bazy lotniczej Midenholl przybył samolot Sił Powietrznych USA WC-135. Tego typu maszyna służy wykrywaniu śladów po próbach jądrowych i skażeniach radioaktywnych, jak ostatnio w Fukushimie. Ponoć nic specjalnego nie znaleźli.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.