Podejrzewamy samobójstwo. Przyjęliśmy tę wersję jako podstawową dla śledztwa i pod tym kątem badamy sprawę - powiedział "The Mirror" Michael Woody z Departamentu Policji w Detroit.
Chris Cornell został znaleziony martwy w hotelu. Ciało było w łazience przylegającej do pokoju. Niedługo wcześniej skończył się koncert, jaki artysta dał wraz z zespołem Soundgarden w miejscowym Theatre Fox. Na koniec występu zaśpiewał piosenkę pod bardzo wymownym tytułem "In My Time Of Dying" ("W moim czasie umierania").
Oficerowie dostali wezwanie do hotelu MGM Grand w Detroit o północy. Dzwonił jeden z przyjaciół Chrisa - relacjonuje Michael Woody.
To żona wokalisty zaalarmowała, że coś jest nie tak. Jak donoszą media, Vicky Cornell zadzwoniła do przyjaciela rodziny, by poszedł do pokoju Chrisa i zobaczył, co tam się dzieje. Ten odnalazł rockmana martwego i zawiadomił policję, a ta zadzwoniła do żony wokalisty ze smutną wiadomością.
Żona i dzieci Chrisa Cornella są w szoku. Muzyk rockowy zostawił żonę Vicky Karayiannis-Cornell, którą niedawno opisał słowami: "anioł, lwica, doskonała żona i matka", oraz ich 12-letnią córkę Toni i o rok młodszego syna Christophera, a także 16-letnią córkę Lillian Jean, którą miał z byłą żoną Susan Silver.
Policja nie może mieć jeszcze pewności co do przyczyn śmierci. Ostatecznie ustali je patolog, który przeprowadzi sekcję zwłok artysty. Wyników można spodziewać się w piątek.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.