Operatorzy żyją w ciągłym napięciu. Podczas szkolenia uczy się ich, by nie myśleli o ofiarach jak o ludziach. Dzieci często są określane mianem "terrorystów w trakcie treningu", albo "terrorytów śmiesznych rozmiarów". Dokument Tonje Hessena Shei „Dron” opowiada również o tym, co operatorzy robią w czasie wolnym, a nie są to rozrywki dobrze wpływające na zdrowie fizyczne i psychiczne.
*„Kiedy nie niesiesz śmierci, pilotując drona, praca jest dosyć nudna” *- mówi jeden z byłych żołnierzy. Później dodaje, że po służbie często z koleganmi jeździł do Las Vegas, dawać upust dławionym emocjom. Baza, z której kontroluje się misje dronów, leży niedaleko „miasta grzechu”. „Jeździliśmy do Vegas i piliśmy przez 3-4 godziny. Potem wracaliśmy do koszar.” - relacjonował kolejny bohater filmu.
Jeden z byłych operatorów przyznał przed kamerą, że przyczynił się do śmierci 204 osób. Napięcie było tak silne, że żołnierze, by zagłuszyć wyrzuty sumienia, często sięgali po alkohol i narkotyki. Bohaterowie filmu przyznają się również do problemu z kokainą. Wielu z nich zawsze miało przy sobie butelkę whisky na wypadek nadmiernie stresującej sytuacji.
Bohaterowie "Drona" opowiadają również o wieloletnich depresjach. Jeden z nich otwarcie przyznał się do myśli samobójczych. Nie był w stanie poradzić sobie z olbrzymią odpowiedialnością i psychicznym obciążeniem.
Naloty przeprowadzane przez zdalnie sterowane samoloty od dawna są ważnym narzędziem Amerykanów w walce z terroryzmem. Jednak przez lata trwania programu znacząco wzrosła liczba jego przeciwników. Cele nalotów często nie są weryfikowane. Wielokrotnie zdarzało się ostrzeliwać niewinnych ludzi. Według londyńskiego Bureau of Investigative Journalism, organizacji non-profit zajmującej się dzienikarstwem śledczym, w samym Pakistanie w nalotach dronów mogły zginąć nawet 4 tys. osób. Statystyka nie uwzględnia, ilu z nich to cywile.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.