Ktoś pilotował ten samolot do końca jego lotu. Ktoś wleciał tym samolotem do wody. Nie ma żadnej innej alternatywnej teorii, której można by się trzymać - powiedział Larry Vance.
Vance ma dowód na poparcie swojej tezy. Twierdzi on, że ślady erozji widoczne na poszarpanych krawędziach znalezionych fragmentów skrzydeł świadczą o kontrolowanym lądowaniu - podała telewizja CNN.
Ponadto ekspert wyjaśnia, dlaczego samolot nadal nie został odnaleziony. Brak tak dużego wraku na radarach jest bardziej prawdopodobny, jeżeli lot był do ostatnich minut prowadzony przez człowieka.
Śledczy włączyli teorię eksperta z Kanady do śledztwa. Jego hipoteza pokrywa się z niedawną informacją holenderskiego przedsiębiorstwa zajmującego się akcją poszukiwawczą. Twierdzi ono, że wraku prawdopodobnie szukano w złym miejscu. Mogło to być spowodowane powolnym opadaniem maszyny lotem ślizgowym, a nie jak dotąd sądzono, ostrym spadaniem dziobem do ziemi. W tym przypadku samolot mógł przelecieć prawie 200 kilometrów od miejsca, w którym - jak przypuszczano - runął do wody.
Larry Vance jest jednym z najbardziej doświadczonych ekspertów ds. lotnictwa. Prowadził ponad 200 dochodzeń badających przyczyny katastrof lotniczych. Był też głównym autorem raportu z wypadku samolotu linii SwissAir z 1998 roku u wybrzeży Nowej Szkocji w Kanadzie, w którym zginęło 229 osób.
Katastrofa samolotu MH370 linii Malaysia Airlines to jedna z największych zagadek lotnictwa. Podczas rejsu z Kuala Lumpu do Pekinu zniknął z pola widzenia radarów w niewyjaśnionych okolicznościach. Po ponad dwóch latach udało się jedynie natrafić na niewielkie szczątki, które z dużym prawdopodobieństwem pochodzą rozbitej maszyny. W lipcu ministerstwa transportu Chin, Malezji i Australii zawiesili dalsze poszukiwania boeinga.
Autor: Mateusz Kijek
Teraz serce internetu w jednej aplikacji. Bądź na bieżąco i pobierz w Google Play albo App Store.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.