Dane wykradziono z centrum do spraw przesiedleń w Korei Południowej. Hakerzy włamali się do sieci w ośrodku w prowincji Gyeongsang Północny. Według ministerstwa do spraw unifikacji złośliwym kodem został zarażony jeden z komputerów osobistych używanych w centrum.
To pierwszy przypadek wycieku danych uciekinierów z Korei Północnej. Jest ogromny, hakerzy wykradli dane około 997 osób. Chodzi nie tylko o nazwiska, ale także daty urodzenia i obecne adresy byłych poddanych komunistycznej dynastii Kimów. Ustalono, że hakerzy dostali się do komputerów 19 grudnia - informuje BBC News.
Do tej pory nie wiadomo, kto stoi za atakiem. Pierwsze podejrzenia padły na reżim z Północy. Pjongjang ma wierną grupę hakerów, którzy dokonują ataków na całym świecie na zlecenie władz.
Wyciek najbardziej zagrozi rodzinom osób, których dane wykradziono. Władze Korei Północnej nie wiedzą o wszystkich uciekinierach. Część z nich figuruje w rejestrach jako osoby zaginione, a nierzadko również zmarłe. Jeśli dane trafią do Kim Dzong Una, reżim będzie mógł łatwo zlokalizować bliskich uciekinierów i poddać ich represjom, łącznie z egzekucjami.
W całej Korei Południowej funkcjonuje 25 ośrodków dla uciekinierów z Północy. Centra pomagają im nauczyć się żyć w nieznanym świecie. Seul zapewnia, że hakerzy włamali się do komputerów tylko jednego ośrodka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.