Mężczyzna zgłosił się do lekarza z opuchlizną szyi. Problem utrzymywał się od dwóch miesięcy, a poprzedziła go wysoka gorączka, z którą 68-latek zmagał się przez tydzień. Jak się okazało, dwa dni przed wystąpieniem objawów jego pupil zmarł na białaczkę kotów - podaje "New York Post".
68-latkowi podano antybiotyki. Mężczyzna przyjmował je przez 4 tygodnie. Na szczęście terapia zadziałała i teraz ofiara groźnej choroby czuje się dobrze.
Lekarze podejrzewają, że zwierzę było też zakażone bakterią Francisella tularensis. Najprawdopodobniej Amerykanin zapadał na tuleramię po tym, jak opiekował się chorym kotem. "Musiał zostać podrapany lub ugryziony" - czytamy w raporcie opublikowanym na łamach "New England Journal of Medicine".
Zakaźna tularemia jest śmiertelnie niebezpieczna. Rzadka u ludzi choroba bakteryjna, na którą rocznie w Stanach Zjednoczonych zapada ok. 100 osób, może prowadzić do sepsy.
_Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.