Do tragedii doszło w Sylwestra na Manhatannie. Stephen Hewett-Brown jechał z ośmioma współpasażerami windą w 26. piętrowym budynku przy ul. Broome na Lower East Side. Nagle zaczęli spadać.
Winda zatrzymała się na trzecim piętrze. 25-latkowi udało się otworzyć drzwi i wypchnąć na zewnątrz jedną z kobiet, ale sam utknął przygnieciony między piętrami. Winda, która znowu ruszyła, zaczęła go miażdżyć.
Mówił, że nie może oddychać. Starałem się go wyciągać, ale on powtarzał: „Zostaw mnie tutaj, zostaw mnie tutaj” – relacjonuje Manuel Coronado, jeden ze świadków tragedii.
Obrażenia mężczyzny były zbyt poważne, by mógł przeżyć. Zmarł w szpitalu krótko po północy.
Policja wszczęła śledztwo. Okazało się, że wpłynęło już wiele skarg na działanie feralnej windy. Ostatnia kontrola techniczna była przeprowadzona we wrześniu i mimo nieprawidłowości, które wykazała, winda nie została naprawiona – czytamy w news.yahoo.com.
*Hewlett-Brown był początkującym muzykiem. *Grał na pianinie, wykonywał hip-hip i soul.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.