Klienci Ryanaira spędzili na klatce schodowej godzinę. Drzwi na obu jej końcach były zamknięte. W tym czasie samolot, który miał zabrać pasażerów do Krakowa, odleciał. Sfrustrowani podróżni wydostali się z pułapki tylko dzięki pracownikowi IT Nicolasowi Vasquezowi, który otworzył wyjście awaryjne po starcie maszyny.
Można by to ewentualnie zrozumieć, gdyby zgubiło się kilku pasażerów, a oni zapomnieliby policzyć ludzi na pokładzie. Ale to była zupełnie inna sytuacja. Brakowało tak wiele osób, że nie było wątpliwości, że coś nie gra - mówił Vasquez w rozmowie z "Daily Record".
Poszkodowani mają własną teorię na temat przyczyn incydentu. Ich zdaniem Ryanairowi zależało przede wszystkim na punktualnym wylocie, a "problem podróżnych postanowili załatwić potem". 32-latek, który wybierał się w podróż poślubną ze swoją żoną, dodał, że personel "nie mógł nie wiedzieć" o brakujących osobach na pokładzie.
Minęli nas, a potem zamknęli nam drzwi przed nosem - relacjonował świeżo upieczony mąż.
Pasażerowie byli już po odprawie, a ich bagaże odleciały do Krakowa razem z samolotem. 77-letni Tom Brady dodał, że klienci Ryanaira "zostali uwięzieni na klatce schodowej i nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady" - donosi "The Independent".
Ostatecznie podróżni dotarli do Polski następnym samolotem. W Krakowie wylądowali 5 godzin później, niż zamierzali. Ryanair przeprosił za zaistniałą sytuację, odpowiedzialnością za nią obarczył jednak lotnisko zarządzane przez firmę Swissport.
Badamy sprawę rejsu z Edynburga do Krakowa, który odbył się, mimo że na pokładzie nie było wszystkich pasażerów. Przepraszamy za niedogodności i jednocześnie pozostajemy w kontakcie z lotniskiem, by dowiedzieć się, co poszło nie tak - oświadczył rzecznik Swissport.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl