Tym razem media prorządowe nie nadążyły za wspieranymi przez siebie politykami.
Gdy świat obiegła cudowna z punktu widzenia Polski wiadomość, że Olga Tokarczuk została noblistką, po raz pierwszy od dawna - na samym końcu kampanii - emocje połączyły polityków. Czy to PiS, czy PO, czy Lewica, czy PSL - przedstawiciele wszystkich tych partii jednogłośnie ocenili: to wielki sukces, z którego cały naród winien się cieszyć.
I słusznie.
Najważniejsi polscy politycy składali gratulacje w mediach społecznościowych, dzielili się radością, chwalili się, ile i jakie książki Tokarczuk przeczytali. Minister kultury obiecał nawet - po niefortunnym wywiadzie, w którym przyznał, jeszcze przed przyznaniem Nobla, iż żadnej książki popularnej autorki nie czytał - że nadrobi zaległości.
W pierwszym wywiadzie dla WP po ogłoszeniu informacji o Noblu wicepremier Piotr Gliński przyznał: - Z pewnością ta nagroda to jest wielki sukces pani Olgi Tokarczuk. Ale także polskiej kultury, co mnie ogromnie cieszy.
Gliński zapewniał także, że jego resort wspierał tłumaczenia książek noblistki (wcześniej się tym nie chwalono).
W wypowiedziach tych miał wybrzmieć przekaz: sukces Tokarczuk to także nasz sukces. Nasz, czyli PiS.
Nobel dla Tokarczuk. Media gorliwsze od polityków
Szef sztabu wyborczego Joachim Brudzińskim w centrali PiS na Nowogrodzkiej mówił: - To taki dzień, że rzeczywiście możemy powiedzieć, że jest to dobry czas dla Polski. Wszyscy niezależnie od różnic politycznych, dzisiaj cieszymy się z faktu, że Polka otrzymuje literacką nagrodę Nobla.
Gdy pytaliśmy wicerzecznika PiS i dyrektora biura Jarosława Kaczyńskiego Radosława Fogla o to, jaka była reakcja prezesa na wieść o noblistce, ten przyznał, że lider PiS bardzo się ucieszył. Niektórzy przypomnieli sobie, iż dwa lata temu Kaczyński obwieścił, że jest fanem Tokarczuk i jej "Ksiąg Jakubowych".
Nie wszyscy "podłapali" tę pozytywną narrację. W prorządowych mediach - chwilę po głoszeniu decyzji o przyznaniu Nobla dla Tokarczuk - rozpoczął się "ostrzał" autorki.
Kilka cytatów:
"Polacy to 'właściciele niewolników' i 'mordercy Żydów', którzy powinni spróbować napisać swoją historię od nowa, 'nie ukrywając tych wszystkich strasznych rzeczy, które robiliśmy' - tak naszą historię postrzega laureatka nagrody Nobla za 2018 r. Olga Tokarczuk.”
"Jeśli już nawet przyznając Nobla, wiadome środowiska próbują wpływać na nastroje w Polsce przed wyborami, to znaczy, że gra jest ostra."
"Talent talentem, ale lewicowy światopogląd otwiera dziś wiele drzwi. Z międzynarodowym mandatem będzie mogła sprawniej pisać naszą historię na nowo, jako kraju kolonizatorów, właścicieli niewolników i morderców Żydów."
CZYTAJ TEŻ: Olga Tokarczuk z nagrodą Nobla. Prawicowe media przypominają kontrowersyjne wypowiedzi pisarki
"Nobel dla Tokarczuk - być może nawet literacko uzasadniony, choć nie podejmuję się oceniać - nie jest interwencją przedwyborczą. On jest interwencją powyborczą, wynikającą ze świadomości, że w Polsce nie dojdzie do zmiany rządu."
"Widocznie uznano, że zapotrzebowanie na te poglądy [Tokarczuk] będzie duże. Że trzeba wzmocnić umierającą i w kraju, i częściowo również zagranicą, pedagogikę wstydu (…).Na koniec jeszcze jedno pytanie, może najciekawsze. Czy wyróżnienie pisarki tak wyraziście krytycznej wobec polskich dziejów ma związek z poważnymi sukcesami naszego państwa w sferze polityki historycznej?."
To fragmenty tekstów jednego z bardziej gorliwych w popieraniu rządów portali. Sami politycy PiS dystansowali się w prywatnych rozmowach - a także publicznie - od tego typu twierdzeń.
Zdała sobie chyba z tego sprawę redakcja "Wiadomości", która - inaczej niż wyżej wspomniany portal - przekazała widzom, że to "NIEZWYKŁY TYDZIEŃ DOBRYCH INFORMACJI". "W ciągu kilku dni mogliśmy obserwować m.in. zniesienie wiz do USA, wybór Polaka na jedno z najważniejszych stanowisk w UE, a dziś Nobel dla Polski" - obwieściła telewizja publiczna.
Siłą rzeczy Tokarczuk znów została wpisana w bieżącą kampanię.
Wszystko może być narzędziem mobilizacji? Nie
"Druga strona" również nie próżnowała.
Bliski opozycji prof. Jan Hartman napisał na swoim blogu, że Nobel dla Tokarczuk "to jest sygnał z Zachodu zachęcający nas do boju w obronie demokracji".
To oczywista bzdura, bo Akademia - jak słusznie zauważył Roman Graczyk - kierowała się walorami literackimi dzieł Olgi Tokarczuk, a nie jej polityczną postawą wobec aktualnego rządu. To oczywista konstatacja i stwierdzenie faktu, a nie żadna życzeniowa opinia nasączona polityką.
Pod sukces i autorytet Tokarczuk chciał "podpiąć się" Grzegorz Schetyna i Koalicja Obywatelska, wykorzystując wypowiedzi autorki nieprzychylne obecnemu rządowi (poglądy pisarki od lat są wszystkim znane).
Na kilka godzin przed ciszą wyborczą na konwencji KO w Łodzi Schetyna mówił: "Nagroda dla Olgi Tokarczuk to symboliczne wskazanie osoby, która osiągnęła wiele, ale zrobiła to nie dlatego, że ma partyjną legitymację, nie dlatego, że była preferowana przez partyjne układy, tylko dlatego że jest wielką osobowością, jest wielką patriotką, demokratką, mówi i pisze prawdę. Dlatego dostała nagrodę Nobla. To jest symbol, z którego dzisiaj i zawsze będziemy dumni."
Ale to "taktyka" chybiona. To nie Olga Tokarczuk i jej krytyczne opinie wobec rządu będą miały wpływ na wynik wyborów - mimo życzeń opozycji. A także - z drugiej strony - prorządowych mediów, które najwidoczniej chcą zmobilizować elektorat prawicy, uderzając dziś w polską noblistkę.
Cała ta "awantura" pokazuje - pozornie - że wszystko jest dziś polityką, że wszystko może być dziś "narzędziem mobilizacji". Otóż nie może, co świetnie opisał także na łamach WP Marcin Makowski. Media i politycy zamknięci w swoich "bańkach" zrozumieją to już 13 października.
PS. Idźcie Państwo na wybory. A w ciszę wyborczą sięgnijcie po lekturę Olgi Tokarczuk. O kampanii wyborczej i wojnie PO-PiS nie ma tam ani słowa, zaręczam.
Michał Wróblewski dla WP Opinie
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.