Prawo i Sprawiedliwość bardzo mocno naciska na to, aby wybory prezydenckie odbyły się zgodnie z planem. Ich oficjalny termin to 10. maja, jednak zdecydowana większość społeczeństwa polskiego opowiedziała się za tym, aby przesunąć je na kolejny rok. Za takim rozwiązaniem było aż 77,4 proc. obywateli.
Do Sejmu trafił projekt ustawy zakładający przeprowadzenie wyborów wyłącznie w trybie korespondencyjnym. Zakłada on, że do mieszkań wszystkich osób uprawnionych do głosowania dostarczony zostanie pakiet wyborczy, a następnie będzie on zdalnie odebrany. O całość procesu logistycznego ma zadbać Poczta Polska.
Głosowanie korespondencyjne to ryzyko roznoszenia koronawirusa
To wyzwanie, z jakim Poczta Polska (PP) nie zmierzyła się jeszcze nigdy. Jeżeli projekt ustawy przejdzie na piątkowym posiedzeniu, oznaczać to będzie, że PP będzie musiała zorganizować dostawę pakietów do ok. 30 milionów Polaków. A potem te pakiety jeszcze odebrać. Oczywiście wszystko to odbywać się musi za potwierdzeniem doręczenia/odbioru.
W sytuacji gdy trzeba byłoby dostarczać karty wyborcze za potwierdzeniem odbioru, ryzyko jest ogromne. Nie chodzi nawet o samych listonoszy, ale mieszkańców, którzy mogą się obawiać kontaktu z doręczycielem. To ryzyko roznoszenia koronawirusa - przestrzega Sławomir Redmer, szef związku OPZZ Pracowników Poczty Polskiej.
Zdaniem osób zarządzających Pocztą Polską, spółka ma moce przerobowe, aby obsłużyć wybory korespondencyjne. Ciężko jednak oceniać, czy są to przewidywania realistyczne, bowiem skala działalności dla PP jest absolutnie historyczna.
W ubiegłorocznych jesiennych wyborach parlamentarnych (frekwencja sięgała 61,7 proc.) udział wzięło ponad 18 mln osób. W tym na głosowanie korespondencyjne zdecydowało się 1571 z nich. PP dostarczyła więc ledwie niecałe 0,009 proc. wszystkich głosów - wylicza "Rzeczpospolita".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.