Gdy dobił 100 lat, wypuszczono go do domu. Najstarszy człowiek trzymany za kratami w Stanach Zjednoczonych Ameryki został pod koniec czerwca wolnym człowiekiem. Zdjęcie Johna Franzese po wyjściu z więzienia federalnego w Massachusetts wrzucił na Twittera jego syn. Tatuś ostatnie lata życia chce ponoć spędzić z rodziną.
Choć miał opinię zimnego mordercy, nigdy nie odsiadywał wyroku za zabójstwo. Gdy w 1967 roku udowodniono mu serię napadów na banki, usłyszał wyrok: 50 lat. - Zdziwię się, jeżeli nie dożyje setki. Ten facet "odbębniłby" ten wyrok stojąc na głowie - tak ówczesna żona Cristina skwitowała zasądzoną karę. Choć wymiar sprawiedliwości był dla Johnny'ego życzliwy i aż sześciokrotnie zwalniano go przedterminowo, "Sonny" Franzese zawsze wracał do mafijnego zajęcia.
Ostatni raz poszedł do więzienia w 2010 roku. 93-letniemu bandycie udowodniono udział w wymuszaniu haraczy w klubach ze striptizem - czytamy w "Daily Telegraph".
O jego brutalności krążą legendy. Potrafił zastrzelić człowieka w barze pełnym ludzi, zaczekać aż wyniosą trupa i wrócić do picia jak gdyby nic się nie stało. Nie wiadomo ilu ludzi zabił. On sam przyznał się koledze do ponad 10. Policja nagrała rozmowę, ale nie zdobyła dowodów zbrodni. Nawet ze znalezieniem ciał ofiar był problem.
Ćwiartujesz ciało w dziecięcym baseniku, potem części gotujesz w mikrofali. Wyrzucasz je stopniowo w workach do śmietnika. Bądź cierpliwy - tak według śledczych miał w 2006 roku Franzese tłumaczyć znajomemu.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.