Morderstwa, tortury i gwałty są tam na porządku dziennym. Strażnicy często "romansują" z uwięzionymi kobietami, co w rzeczywistości jest najczęściej gwałtem, ponieważ nie można im niczego odmówić. Podczas przesłuchania, gdy jeden z nich stracił cierpliwość, kazał kobiecie się rozebrać i ją podpalił.
Dwóm braciom, którym na chwilę udało się uciec, odcięto głowy na oczach innych więźniów, którym wcześniej kazano jeszcze rzucać kamieniami w zbiegów. Ich rodziny zabito ku przestrodze dla innych - relacjonuje Lim Hye-jin.
Więźniowie żyją w nieludzkich warunkach. Pracują siedem dni w tygodniu po 16 godzin dziennie, a kiedy wracają, poddawani są sesjom "reedukacyjnym". Ich ciała są zdeformowane od głodu i katorżniczej pracy. Gnijące ciała tych, którzy nie wytrzymali, leżą wokół - informuje "Daily Star".
Strażnicy uczeni są, by traktować więźniów jak zwierzęta. Wmawia się im, że każdy osadzony popełnił straszne zbrodnie. Lim Hye-jin miała 20 lat, kiedy pracowała w jednym z takich obozów. Uciekła, kiedy kazano jej paradować nago przed kolegami. Dzisiaj mieszka w Seulu i czuje się zdradzona przez przywódców kraju, którzy tak manipulują ludźmi.
Szacuje się, że w północnokoreańskich obozach zamkniętych jest ok. 200 tys. ludzi. Kim Dzong Un zaprzecza ich istnieniom, ale jak donoszą źródła z wewnątrz kraju, to właśnie on rozbudowuje ich sieć w Korei.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.