Komandosi mają przeniknąć na teren wroga i zabić Kim Dzong Una. Zakładają to nowe plany Seulu przygotowane na wypadek wojny konwencjonalnej z Koreą Północną. Celem sił specjalnych mają być również inni ważni członkowie komunistycznego reżimu. Południowokoreańscy żołnierze już ćwiczą nowe zadania. Zgładzenie przywódców w Pjongjangu miałoby znacznie ułatwić pokonanie pozbawionych liderów sił komunistów.
Korea Południowa zaktualizowała również cele wojskowe. Nowe plany wyznaczają tysiąc miejsc, na które - w momencie rozpoczęcia konfliktu przez Kima - spadną pociski i rakiety za Południa. Wśród nich są instalacje jądrowe na Północy - informuje "The Telegraph".
Tuż po ogłoszeniu nowej strategii Kim Dzong Un dał znać o sobie. Południowokoreański prezydent zapoznał się z planami armii na kilkanaście godzin przed wystrzeleniem rakiety, która przeleciała nad japońską wyspą Hokkaido. Nie ma jednak pewności, czy próba rakietowa Kima miała związek z wydarzeniami w Seulu.
Nasze wojsko musi być gotowe do błyskawicznej reakcji na atak sąsiada, który przekroczy granicę i skieruje się w stronę naszej stolicy - powiedział prezydent Moon Jae-in, wydając polecenie ministrowi obrony, by wdrożył nową strategię w życie.
Koreańczycy z Południa zmieniają plany w obawie przed wojną. Gdyby wybuchła konwencjonalna, Kim swoją artylerią rozmieszczoną wzdłuż strefy zdemilitaryzowanej między obu krajami mógłby sięgnąć nawet Seulu. Nie mówiąc o setkach czołgów i piechocie, która mogłaby opanować znaczne połacie Korei Południowej, zanim z odsieczą zdążyliby przyjść Amerykanie.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.