W 2015 roku 24-letni Bruno Muschalik z Zabrza skończył studia ekonomiczne i szykował się do startu w dorosłe życie. Udało mu się znaleźć dobrą pracę w Krakowie, którą miał zacząć od września. Wynajął tam mieszkanie, do którego wkrótce miał się przeprowadzić. Zakończenie nauki postanowił uczcić wyprawą do Indii.
Początkowo planował wyjechać z kolegami, ale niestety nie udało się. Jego ojciec zaproponował, że pojedzie z nim, ale Bruno zdecydowanie odmówił. Mężczyzna był uparty, wysportowany, otwarty i bardzo dobrze znał angielski i niemiecki. Zdecydował się na pierwszą w życiu samotną wyprawę.
Pierwsze dni w Indiach
30 lipca 2015 roku wyleciał z Polski i dzień później wylądował na lotnisku w New Delhi. Według planu miał zwiedzać północną część kraju przez trzy tygodnie i 22 sierpnia wrócić do Polski.
Indie go zachwyciły. Codziennie kontaktował się z rodziną i znajomymi, aby opowiedzieć co danego dnia zobaczył. Był również aktywny w mediach społecznościowych.
Wieczór 7 sierpnia spędził w towarzystwie pary turystów poznanych w hostelu Manalsu Guest House w Manali. Następnego dnia wyjechał rano busem do doliny Parvati.
Napisał wiadomość do swojej dziewczyny, w której stwierdził, że „jest spakowany, niektóre ubrania zostawia w pralni i wychodzi na autobus”. Po tym kontakt z nim się urwał.
Brak wieści
Początkowo ojciec Bruna starał się uspokajać odchodzącą od zmysłów matkę. Pocieszał, że może w miejscu, gdzie jest ich syn nie ma zasięgu. Jednak po trzech dniach bez żadnego kontaktu z Brunem, kobieta zgłosiła zaginięcie na policji.
Akcja poszukiwawcza od razu nabrała tempa. O zaginięciu została poinformowana indyjska policja i polska ambasada. W poszukiwania niemal natychmiast włączyło się tysiące internautów, w tym profesor Phillip Zimbardo, kabaret Łowcy.B i aktor Antoni Pawlicki, który akurat przebywał w Indiach.
Gdy 22 sierpnia Bruno nie pojawił się na lotnisku, jego ojciec wraz z przyjacielem rodziny udali się do Indii. Rozsyłali ulotki w kilkunastu językach, wypytywali każdego, kto mógł widzieć Bruna, dokładnie sprawdzali każdy trop.
Ich pobyt w Indiach przedłużył się do dwóch miesięcy. Od tego czasu ojciec mężczyzny już kilkanaście razy był w Indiach.
Początkowo poszukiwania dawały bardzo dużą nadzieję na odnalezienie Bruna. Mężczyzna kilkakrotnie był przez kogoś widziany. W toalecie publicznej do ojca Bruna podszedł chłopiec, który twierdził, że widział mężczyznę dwa lub trzy dni temu.
Psy tropiące podjęły trop, który urwał się jednak przy drodze. Tak jakby wsiadł do jakiegoś samochodu.
Izraelskie turystki i brak zaangażowania indyjskiej policji
Dolina Parvati jest masowo odwiedzana przez Izraelczyków. Trzech niezależnych świadków widziało Bruna w towarzystwie dwóch dziewczyn z tego kraju. Jego ojciec pojechał do Izraela i w krajowym radiu oraz telewizji internetowej apelował do dwóch tajemniczych turystek o pomoc w odnalezieniu syna.
Wynajął również izraelską firmę, która miała na koncie kilka sukcesów w poszukiwaniach zaginionych rodaków w Indiach. Niestety nikt się nie odezwał, a firmie nie udało się niczego ustalić. Wystawili za to rachunek na 100 tys. zł.
Okazało się, że indyjska policja poza przepytaniem kilku osób w wiosce nie zrobiła nic, a śledztwo zostało zamknięte. Rodzice Bruna złożyli do Sądu Najwyższego Indii wniosek, aby sprawa otrzymała status kryminalny.
Dzięki wysiłkom konsula RP i mecenas Vandany Misra ponownie otworzono śledztwo, a sprawą zajęła się specjalnie powołana jednostka śledczych. Jednak po roku pracy również tej jednostce nie udało się niczego ustalić.
Aresztowanie podejrzanych
Rodzina zaskarżyła raport z drugiego śledztwa i Sąd Najwyższy wydał nakaz wznowienia śledztwa oraz powtórzenia i rozwinięcia wszelkich czynności. Tym razem wydaje się, że policja naprawdę zaczęła coś robić.
Funkcjonariusze kontaktowali się z rodziną i dopytywali o szczegóły. Aresztowano nawet dwóch młodych mężczyzn, którzy kontaktowali się z Brunem tuż po ostatnim logowaniu jego telefonu. Mężczyźni zajmowali się naciąganiem turystów. Niestety na razie nie są znane żadne szczegóły zeznań aresztowanych.
Czy ktoś coś ukrywa?
Sprawę znacznie utrudnia system kastowy, który zakłóca komunikację między mieszkańcami. Osoby z niższej kasty nie mogą rozmawiać z tymi z wyższej, a ci z najwyższej kasty są właściwie nietykalni. Dodatkowo mieszkańcy poszczególnych wiosek tworzą bardzo zwartą społeczność.
Nikt nigdy nawet nie zasugerował kto może mieć związek z zaginięciem Bruna, mimo że być może ktoś wie coś na ten temat. Ojciec zaproponował nawet nagrodę w wysokości 20 tys. dolarów za informację, ale nikt się nie zgłosił.
Teren przeczesywano za pomocą drona w poszukiwaniu ciała, co było szczególnie trudne dla rodziny mężczyzny. Nigdy nie znaleziono ubrań, rzeczy osobistych, dokumentów ani plecaka Bruna. W hostelu został jedynie jego mały plecak z częścią rzeczy, których nie potrzebował wyruszając do doliny Parvati.
Co dalej?
Do września 2017 roku na poszukiwania Bruna wydano 250 tys. zł. Część zebrali przyjaciele i znajomi mężczyzny. Artyści przekazywali swoje dzieła na aukcje, z których dochód zasilał fundusz na poszukiwania.
Co kilka dni nowe informacje o postępie poszukiwań pojawiają się na facebookowym profilu „Poszukiwany BRUNO Muschalik LOST”, gdzie znajdują się również informację jak można wesprzeć poszukiwania (m.in. oddając 1% podatku).
Ojciec deklaruje, że gdy wykorzysta wszelkie możliwości, zacznie szukać pomocy u jasnowidzów i wróżbitów. Nic nie wskazywało na to, aby Bruno był niezadowolony ze swojego życia lub planował je porzucić.
Rodzina cały czas ma nadzieję, że być może zachłysnął się kulturą Indii i zamknął w jednym z tamtejszych klasztorów. Trzymajmy kciuki, aby wkrótce wyszło na jaw co stało się z Brunem 8 sierpnia 2015 roku.
Przeczytaj też:
Więcej o Riley24 znajdziesz tutaj.
Przygotowując materiał korzystałam ze źródeł:
1) natemat.pl
2) dziennikzachodni.pl
3) nowinyzabrzanskie.pl
4) katowice.wyborcza.pl
5) vod.tvp.pl
6) vod.tvp.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.