Dziewczyna oskarża, że władze Tajlandii próbowały ją publicznie zdyskredytować. Nie chciały przyjąć zawiadomienia o gwałcie, nie rozpoczęły dochodzenia, nie udzieliły jej żadnego wsparcia. Brytyjka po dwóch miesiącach od dramatycznych przeżyć opowiedziała "Sunday Timesowi", co ją spotkało na uznawanej za turystyczny raj wyspie Koh Tao.
19-latka z Londynu twierdzi, że sprawę gwałtu wyciszono z obawy utraty zysków. Turystyka przynosi Tajlandii ogromne dochody, a każde negatywne doniesienia z kurortów mogą powodować odpływ osób goszczących w tym kraju. Dziewczyna zdecydowanie odradza wypoczynek na wyspie Koh Tao.
Zachęcałabym innych młodych ludzi do trzymania się z daleka od tego miejsca. Nigdy nie czułabym się bezpiecznie, wracając na Koh Tao. Nie odradzam wyjazdów do Tajlandii w ogóle, bo to jeden z moich ulubionych krajów. Ale jest to piękne miejsce z ciemną stroną - powiedziała młoda Brytyjka.
Dziewczyna ocknęła się wcześnie rozebrana na plaży Sairee 26 czerwca. Była bardzo obolała, miała zdarte kolana i była przysypana piachem. Opowiada, że stał nad nią tajski mężczyzna, który się uśmiechnął, a potem zabrał jej telefon, pieniądze i karty kredytowe. Ostatnie co pamięta z poprzedniego wieczoru to wyjście z baru przy plaży. Brytyjska turystka jest przekonana, że do jej rumu z colą ktoś dosypał jej narkotyk.
Tajska policja nie dała wiary opowiadaniu dziewczyny, śledztwo nie ruszyło. Mało tego - śledczy grozili konsekwencjami 12 osobom, które udostępniły w mediach społecznościowych post Brytyjki opisujący jej przeżycia.
Wyspa Koh Tao jest bardzo popularna wśród turystów. Jednak po serii niewyjaśnionych zgonów urlopowiczów ten skrawek lądu zyskał przydomek "wyspa śmierci". Zanotowano 10 przypadków tajemniczych śmierci w ciągu ostatnich 6 lat.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.