Wyborcza.biz przytacza historię pani Anny. W czerwcu 2021 roku kobieta osiągnęła 60. rok życia i złożyła wniosek o emeryturę. Wtedy okazało się, że ZUS nie uwzględnił 3 lat pracy pani Anny. Emerytura była więc zaniżona.
Dopiero w grudniu 2022 r. zorientowałam się, że moja emerytura jest błędnie wyliczona. Gdy tylko to odkryłam, napisałam odpowiedni wniosek do ZUS - powiedziała kobieta, cytowana przez wspomniany serwis.
W styczniu 2023 roku ZUS przyznał się do błędu. Wówczas świadczenie pani Anny wzrosło z 1,9 tys. zł do 2,3 tys. zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj także: Ma 90 lat i wciąż łapie w żagle wiatr! "Małolat" chce trafić do księgi rekordów Guinnessa
Okazuje się, że nie tylko pani Anna była poszkodowana. Wyborcza.biz podaje, że "wiceminister rodziny Stanisław Szwed przyznał, że w latach 2016-22 ZUS pomylił się 17 tys. 145 razy w wyliczaniu świadczeń. Z tego 16 tys. razy na niekorzyść ubezpieczonych".
ZUS nie posiada natomiast danych o łącznej kwocie wszystkich wypłaconych wyrównań na skutek nieprawidłowego ustalenia wysokości świadczenia - mówił Szwed.
Czytaj także: Nowy filtr na TikToku robi furorę, bo całkiem zmienia twarz. Jest jednak bardzo szkodliwy
To dopiero początek?!
Wspomniane źródło uważa, że 16 tys. poszkodowanych może stanowić dopiero wierzchołek góry lodowej. Do sprawy odniósł się już dr Antoni Kolek, szef Instytutu Emerytalnego. - Ujawniona skala błędów organu rentowego dotyczy tylko spraw, w których świadczeniobiorca zdecydował się zakwestionować decyzję organu. Trudno jest określić, ile razy naprawdę ZUS się pomylił, a emeryci nie walczyli o swoje środki - ocenił.
Co ciekawe, jeśli Kowalski wykryje, że ZUS przez swój błąd latami wypłacał zaniżoną emeryturę, to może się domagać wyrównania tylko za 3 lata wstecz. Takie mamy przepisy - wytłumaczył.