Powody zamknięcia biznesu z tradycjami sięgającymi 1949 roku są podobne, jak w przypadku większości przedsiębiorstw, które w ostatnich miesiącach masowo ogłaszają upadłość. Wśród tych najważniejszych pojawia się pandemia, która odbiła się na sprzedaży pieczywa, następnie w oszałamiającym tempie rosnące ceny produktów i mediów, które jak mówi prezes Przedsiębiorstwa Piekarniczego "zmieniały się praktycznie z tygodnia na tydzień".
Tempo wzrostu cen i sytuacji jest tak dynamiczne, że Jan Flisiak w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim" przyznaje, że gdyby pięć lat temu ktoś mu powiedział, że zamknie biznes, nie uwierzyłby.
Jestem tym, który zgasi tu światło. Potem sprzedamy majątek firmy, żeby uregulować należności. Bo zaległości płatnicze mamy. Na szczęście mamy też wyrozumiałych dostawców, którzy cierpliwie czekają. Dlatego najważniejsze jest, żeby z tej sytuacji wyjść z twarzą - powiedział.
Sprawę zamknięcia popularnej piekarni na swoim Twitterze skomentował także Krzysztof Hetman, były europoseł i marszałek województwa lubelskiego:
W moim rodzinnym Lublinie zamyka się piekarnia z tradycjami. Ponad 70 lat, przetrwali komunę, stan wojenny, transformację ustrojową. Pokonała ich inflacja, galopujące ceny i perspektywa 500-600 % podwyżki mediów. Taka jest prawda o polskiej gospodarce, a nie jak na wiecach JK.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rozgoryczony prezes piekarni dodaje, że na zadłużenie przedsiębiorstwa znacząco wpłynęła obecność na rynku dużych sieci handlowych:
Z rynku zniknęli drobni handlowcy, a współpraca z sieciówkami nas dobiła. Musieliśmy im dostarczać towar poniżej kosztów produkcji, bo nie przyjmowali kalkulacji wynikających ze zmieniających się cen. Przez tą "współpracę" generowaliśmy wiec długi, a nie mogliśmy przerwać dostaw, bo umowy skonstruowane są tak, że wiązałoby się to z gigantycznymi karami – wyjaśnia dziennikarzom "Dziennika Wschodniego".
Piekarnia wypieka chleby jeszcze do końca roku kalendarzowego. Sześćdziesięciu pracowników i pracowniczek już dostało wypowiedzenia.