Południowo-Zachodnia Spółdzielcza Kasa Oszczędnościowo-Kredytowa powstała w roku 2000, przy wrocławskiej parafii. Wiceprezydent Wrocławia Adam Grehl chwalił ją na łamach "Tygodnika Niedziela", nazywając "przykładem wrocławskiej przedsiębiorczości".
Spółdzielcze kasy, choć w teorii działają podobnie jak banki, nie mogą przynosić zysków. Tymczasem otwarta przy wrocławskiej parafii kasa oszczędnościowa stała prężną i dochodową instytucją finansową.
Umowa z kancelarią
O parafialnej kasie zrobiło się głośno w 2009 roku, kiedy do jej siedziby wkroczyła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Postępowanie dotyczyło umowy, jaką kasa zawarła z kancelarią prawną z Poznania. Umowy, która była dla kasy wyjątkowo niekorzystna. Jak podaje "Wyborcza", na jej podstawie próbowano wyprowadzić z PZ SKOK 12 mln złotych.
Ówczesny prezes kasy, Marian S., został wtedy skazany na trzy lata więzienia.
Miliony wyparowały
Na tym jednak nie koniec. Prokuratura, w osobnym śledztwie, zajęła się bowiem kredytami, jakich kasa udzielała różnym osobom.
Okazało się, że instytucja pożyczała pieniądze osobom, które nie powinny były dostać pożyczek. Wnioski były odrzucane przez pracowników, a następnie zatwierdzane przez samego prezesa.
"Czasem ta sama osoba – zdaniem pracowników niewypłacalna – dostawała pieniądze dwa albo trzy razy. Rekord to pożyczka na 9,5 mln zł, z której odzyskano mniej niż pół miliona złotych" - pisze "Wyborcza".
Dla byłego prezesa SKOK, Mariana S., prokuratura żąda kary ośmiu lat więzienia. Na ławie oskarżonych w tej sprawie zasiada też Jerzy G., były wrocławski radny PiS, który jest także głównym oskarżonym w aferze wrocławskiego Polskiego Czerwonego Krzyża.