Alaksandr Łukaszenka znajduje się w trudnej sytuacji. Wyniki ostatnich wyborów prezydenckich na Białorusi uznaje się za sfałszowane, a wielu przywódców państw europejskich kwestionuje legalność władzy Łukaszenki. Wywołanie kryzysu migracyjnego na wschodniej granicy Unii Europejskiej dodatkowo spotęgowało problemy białoruskiego przywódcy.
Ze względu na sfałszowane wybory i sytuację na granicy, na Białoruś nałożono szereg sankcji, które dotykają m.in. finansów państwa. Efekt jest taki, że białoruski reżim wpada coraz głębiej w ręce Rosji. Świadczą o tym najnowsze doniesienia agencji prasowej Bełta.
Alaksandr Łukaszenka prosi Rosję o pomoc. W grze 3,5 mld dolarów
Białoruska Agencja Telegraficzna podała, że kraj stara się pozyskać 3,5 mld dolarów z kierowanego przez Rosję Euroazjatyckiego Funduszu Stabilizacji i Rozwoju (EFSD). Środki miałyby zostać przeznaczone na nowy program stabilizacyjny, który unormowałby sytuację w państwie.
Z informacji przekazanych przez agencję Bełta, która powołuje się na wicepremiera Nikołaja Snopkowa, wynika, że pożyczka w wysokości 3,5 mld dolarów powinna pomóc w "refinansowaniu zadłużenia w przypadku braku funduszy europejskich".
Czytaj także: Kim Dzong Un zakazał śmiania się. Grożą surowe kary
Działania podejmowane przez Łukaszenkę skutkują tym, że Białoruś uzależnia się od Rosji. Już wcześniej, bo jesienią 2020 roku Władimir Putin zgodził się na udzielenie sąsiadowi pożyczki w wysokości 1,5 mld dolarów. Wówczas białoruscy dziennikarze informowali, że żądana kwota powinna pokryć 75 proc. potrzeb państwa, jeśli chodzi o refinansowanie innych zagranicznych długów w roku 2020.
Problemy Łukaszenki wynikają z coraz trudniejszej sytuacji gospodarczej Białorusi. Jeszcze zanim na kraj nałożono pierwsze sankcje UE, mieliśmy do czynienia z rosnącym zadłużeniem i stagnacją gospodarczą. Niezadowolenie Białorusinów z sytuacji w kraju doprowadziło do masowych protestów po wyborach prezydenckich.
Natomiast w listopadzie 2021 roku Łukaszenka straszył, że jeśli UE nałoży sankcję na Białoruś, zakręci kurek z gazem do Europy. Tyle że infrastruktura gazowa znajdująca się w kraju należy do Gazpromu, który wykupił ją od białoruskiego operatora za 5 mld dolarów - również ze względu na problemy finansowe Białorusinów.
Dlatego też Łukaszenka ma ograniczone opcje odwetowe. Rosyjski gaz płynie przez Białoruś, ale z wykorzystaniem infrastruktury należącej do rosyjskiej firmy, dlatego prezydent Białorusi musi robić to, czego zapragnie Władimir Putin.
Czytaj także: "To jest zasadzka". Mocny głos z zagranicy ws. "lex TVN"