To miała być gratka dla tych, którzy lubią robić nocne zakupy. W nocy 26 kwietnia Biedronka zaprosiła na promocję pod nazwą "Biała noc". Zasady proste: klient wkłada do koszyka co najmniej 20 produktów i nie płaci za trzy najtańsze. Coś jednak poszło nie tak i system dawał w gratisie najdroższe towary. Ci, którzy szybko się zorientowali, mieli kilka godzin na to, by jeździć po kolejnych sklepach i kupować elektronikę, kosmetyki czy droższe produkty spożywcze.
Z promocji skorzystała też część pracowników. Dziś wiedzą, że błąd popełnili zarówno informatycy, jak i oni sami, biorąc udział w promocji, ale wtedy myśleli, że to kolejna promocja, której nie warto przepuścić.
Tak jak pan Jarosław, pracownik ochrony w Biedronce w Aleksandrowie Kujawskim. Choć miał umowę na trzy lata, prawdopodobnie firma pożegna się z nim 1 czerwca.
Nie rozumiem, dlaczego chcą mnie zwolnić. Zrobiłem zakupy jak każdy klient sklepu, byłem już po godzinach swojej pracy. Codziennie robię zakupy w tym sklepie i dotąd nikomu to nie przeszkadzało, że zostawiam tam część swojej wypłaty. Dlaczego nie mogłem więc zrobić zakupów tego dnia? – żalił się w rozmowie z money.pl.
Nie jest jedyną osobą, wobec której firma wyciągnęła konsekwencje. Jak ustalił money.pl, część zwolnionych osób (głównie kierownicy i kasjerzy) dostała wypowiedzenia z pracy z zachowaniem okresu wypowiedzenia, inne dostały nagany z wpisem do akt pracowniczych.
Serwis dotarł do uzasadnienia zwolnienia jednego z pracowników, który chce pozostać anonimowy. Mowa jest w nim o utracie zaufania do pracownika w związku z nierzetelnym wykonywaniem przez niego obowiązków służbowych. Władze spółki zarzuciły podwładnym, że ci nie powiadomili w nocy serwisu technicznego firmy (helpdesku) o błędzie w systemie oraz sami skorzystali, kupując za bezcen drogie towary.
Alfred Bujara, szef sekcji handlowej NSZZ "Solidarność", jest bardzo zdziwiony nerwową reakcją Jerónimo Martins. - Apelujemy do pracodawcy, by przemyślał swoje nieetyczne i niesprawiedliwe postępowanie wobec zwalnianych osób - powiedział związkowiec.
Zwrócił uwagę na to, że niektórzy pracownicy próbowali alarmować helpdesk, że są problemy, ale w środku nocy nic to nie dało. - Na poziomie sklepu nie można zmienić cen, one są programowane centralnie - tłumaczył Bujara. - Jak ci ludzie mieli powstrzymać sprzedaż? Zamknąć sklepy? Wówczas pracodawca zwolniłby ich za jeszcze większe starty - podkreśla.
Zresztą części pracowników nie można odmówić dobrych chęci. W niektórych sklepach podejmowali decyzje o chowaniu do magazynu najdroższych produktów.
Sławomir Paruch, radca prawny i partner zarządzający w kancelarii prawa pracy PCS Paruch Chruściel Schiffter nie ma dobrych wiadomości dla pracowników, którzy skorzystali z promocji. Nie ma wątpliwości, że Jerónimo Martins miało prawo zwolnić pracowników nawet w trybie dyscyplinarnym, bo błąd informatyczny to jedno, ale udział w procederze zakupu po zaniżonych cenach to już poważne przewinienie. A "udziałem w procederze" była już choćby sama bierna obserwacja nieprawidłowości przy naliczaniu cen.
Nie zgadza się z argumentem związków zawodowych, że pracownicy to też klienci i że mogli zrobić zakupy jak każdy. Jego zdaniem dopuścili się tym samym ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych.
Jeśli pracownik był świadom, że pracodawcy wyrządzona jest szkoda i nie zareagował odpowiednio, kiedy najdroższy towar był wykupowany po najniższej cenie, naruszył podstawowe obowiązki pracownicze. Jego obowiązkiem było zablokowanie dalszej sprzedaży – wyjaśnia.
Serwis money.pl poprosił Jerónimo Martins o zajęcie stanowiska. Nie otrzymał dotąd komentarza.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.