Gdy z mapy jakiegoś większego miasta znika kolejny rzemieślniczy zakład, który w tym miejscu funkcjonował przez lata, zewsząd słychać pełne nostalgii pomruki niezadowolenia.
Punkty naprawy parasoli, zakłady szewskie czy zegarmistrzowie, to miejsca coraz mniej potrzebne wciąż zaopatrującym się w nowe produkty konsumentom. Dlaczego tak się dzieje?
Boleśnie przekonał się o tym pan Mirek, przypadek którego opisuje dziennik "Fakt". Mężczyzna chciał wymienić baterię w zegarku i w tym celu udał się do zegarmistrza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Żonka kupiła mi kiedyś na imieniny "elektronika". Może to nie szwajcarski zegarek za tysiące, ale jestem z niego zadowolony — tłumaczy mężczyzna na łamach tabloidu.
Pan Mirek od początku nie krył, że jego zegarek wart jest zaledwie niecałe 50 złotych. Dlatego gdy przedstawił swój problem zegarmistrzowi, ten od razu zaznaczył, że cena może go nieco wystraszyć.
Okazało się, że koszt baterii wraz z wymianą wynosi 42 złote. Klient nie krył zdziwienia gdy to usłyszał.
W pierwszym momencie się wkurzyłem na zegarmistrza. Po chwili zrobiło mi się żal faceta, bo widać chce się jakoś utrzymać na powierzchni - mówi pan Mirek w rozmowie z "Faktem".
Na dowód mężczyzna prezentuje paragon, co potwierdza, że mimo swojej pierwszej reakcji jednak zdecydował się skorzystać z usług zakładu. "Zobacz, lepiej się opłaca nowy kupić" - z przekąsem komentuje żona pana Mirka.
Tabloid sprawdził też, jak plasują się ceny usług zegarmistrzowskich w miastach różnej wielkości. Okazuje się, że koszt, z jakim w stolicy zetknął się pan Mirek nie należy do wygórowanych.
Podobne usługi, jak ustalili dziennikarze, w Kaliszu wahają się od 20 do 70 złotych, a paski do zegarków tamtejsi spece wymieniają w cenie od 5 do 15 złotych. Znacznie droższa bywa konserwacja ściennych, często antycznych zegarów. Tu w Warszawie konserwacja i naprawy zaczynają się od 300 złotych.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.