Choroba niebieskiego języka staje się poważnym problemem dla hodowców zwierząt w Europie. W ostatnich tygodniach coraz więcej krajów zmaga się z gwałtownym wzrostem liczby przypadków tej choroby, co prowadzi do coraz poważniejszych konsekwencji. Władze i rolnicy podejmują nadzwyczajne działania, aby zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się wirusa, jednak sytuacja jest daleka od opanowania.
Choroba niebieskiego języka szaleje w Europie
W Belgii sytuacja jest na tyle poważna, że minister rolnictwa, David Clarinval, ogłosił hodowlę bydła i owiec jako sektor kryzysowy. Decyzja ta umożliwia rolnikom dotkniętym epidemią skorzystanie z ulg w opłatach na ubezpieczenie społeczne w trzecim kwartale 2024 roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W Holandii sytuacja jest jeszcze bardziej dramatyczna. Liczba przypadków choroby wzrosła tam w ciągu tygodnia o ponad 1500. Rolnicy są w panice i apelują do rządu o pomoc unijną. Dodatkowym problemem w Holandii jest opóźniona utylizacja padłych zwierząt.
Z powodu rosnącej liczby zgonów, pracownicy muszą pracować po 12 godzin dziennie, także w weekendy, aby nadążyć z przetwarzaniem padliny. Opóźnienia w utylizacji mogą prowadzić do poważnych problemów zdrowotnych i ekologicznych, co dodatkowo obciąża rolników.
W Niemczech wirus rozprzestrzenił się niemal na cały kraj. Według Systemu Informacji o Chorobach Zwierząt (TSIS), od początku epidemii, która wybuchła 12 października 2023 roku, w Niemczech odnotowano już 3 615 przypadków zachorowań.
Pierwsze przypadki choroby po 15 latach odnotowano także w Danii, gdzie w południowej Jutlandii wirus zaatakował owce. W reakcji na to Dania wprowadziła restrykcje dotyczące importu zwierząt z regionów dotkniętych chorobą. Pomimo, że szczepienia mogą złagodzić objawy choroby, nie zostały one jeszcze powszechnie wprowadzone, co budzi obawy o dalszy rozwój epidemii.
Coraz bardziej dramatyczna sytuacja we Francji
W obliczu wyzwań związanych z rozprzestrzenianiem się choroby niebieskiego języka stanęła również Francja.
Marie-Bernadette Lemaire, mieszkanka Fontenelle w regionie Aisne, prowadzi hodowlę około dwudziestu kóz i pięćdziesięciu owiec. Ostatnio zauważyła u jednej ze swoich owiec objawy choroby niebieskiego języka. Zwierzę było wyraźnie osłabione, a z jego ust wydobywała się piana. Pomimo zastosowania antybiotyków i środków przeciwzapalnych, hodowczyni obawia się, że zwierzę nie przeżyje.
W innych częściach Francji, takich jak Ardeny, hodowcy każdego dnia monitorują swoje stada, próbując ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa. Jérôme Roland zidentyfikował objawy choroby u kilku swoich owiec, ale jednocześnie kontynuuje szczepienie pozostałych zwierząt, starając się zminimalizować straty.
Niepokój wśród hodowców budzi fakt, że szczepienia rozpoczęto zbyt późno. Wielu z nich uważa, że gdyby działania zapobiegawcze podjęto już latem, zwierzęta miałyby większą szansę na nabycie odporności przed nadejściem epidemii.
Jedną z osób, która krytykuje opóźnienia w dostarczaniu szczepionek i zarzuca władzom brak kompetencji w zarządzaniu kryzysowym, jest Bruno Miser, wiceprezes federacji hodowców owiec w Ardenach. Jego sytuacja jest na tyle poważna, że liczba chorych i padłych zwierząt w jego stadzie rośnie z każdym dniem, co wywołuje u niego ogromny stres.
Obecnie moją obsesją jest codzienne obchodzenie zwierząt, liczenie chorych i zbieranie martwych - mówi w rozmowie z lardennais.fr Bruno Miser.
Ministerstwo Rolnictwa podjęło już działania zamawiając miliony dawek szczepionek, jednak nie wszędzie dotarły one na czas. Tymczasem Michèle Boudoin, prezes Krajowej Federacji Owiec, zwraca uwagę na konieczność udostępnienia hodowcom testów PCR, które pozwoliłyby na skuteczniejsze monitorowanie rozprzestrzeniania się choroby. Niestety, w wielu regionach Francji hodowcy muszą ponosić koszty szczepień i testów na własny rachunek, co dodatkowo obciąża ich finansowo i psychicznie.
Gigantyczne problemy ze sprzedażą zwierząt
W obecnych okolicznościach hodowcy muszą radzić sobie nie tylko z bezpośrednimi skutkami choroby, ale również z ograniczeniami w przemieszczaniu zwierząt, które utrudniają handel i prowadzenie działalności gospodarczej. Dla wielu z nich oznacza to poważne straty finansowe, które mogą zagrozić dalszemu istnieniu ich gospodarstw.
W związku z tym, co się dzieje, rynki się zamykają. Kupujący nie będą podejmować ryzyka sprowadzenia zwierząt z skażonego sektora -przyznaje Françoise Wanlin, którego 60-hektarowe gospodarstwo stało się nieopłacalne, w wyniku czego musiał podjąć się innej pracy.
Obecne przepisy nakładają we Francji środki ostrożności w promieniu 150 kilometrów wokół ogniska choroby. W obrębie tej strefy przemieszczanie zwierząt narażonych na schorzenie jest ograniczone. Aby opuścić ten obszar, owce, bydło i kozy muszą zostać poddane zabiegowi dezynsekcji w ciągu ostatnich dwóch tygodni i uzyskać negatywny wynik testu przesiewowego.
Charakterystyka choroby niebieskiego języka
Choroba nie jest zaraźliwa w tradycyjnym sensie, czyli nie przenosi się bezpośrednio z jednego zwierzęcia na drugie. Wirus jest przenoszony przez ugryzienie owadów z rodzaju Culicoides, które zarażają zwierzęta poprzez swoją krew.
Objawy choroby mogą być różnorodne i zależą od gatunku zwierzęcia, szczepu wirusa oraz innych czynników. Zaliczamy do nich m.in.:
- gorączka.
- obrzęk głowy i szyi.
- owrzodzenia błon śluzowych, zwłaszcza w okolicy jamy ustnej, które mogą prowadzić do zasinienia języka (stąd nazwa choroby).
- wyciek z nosa i oczu.
- trudności w oddychaniu.
- kulawizna spowodowana zapaleniem koronki kopyta.
- utrata apetytu i osłabienie.
Warto zaznaczyć, że choroba niebieskiego języka nie jest związana z niebieskim kolorem języka u zwierząt. Nazwa choroby może być myląca, ale faktycznie pochodzi od jednego z rzadkich objawów, który może wystąpić w zaawansowanych przypadkach – sinicy języka. Jednakże, to nie jest typowy objaw tej choroby.
Nie ma specyficznego leczenia schorzenia, dlatego głównym środkiem zapobiegawczym jest kontrola populacji owadów oraz stosowanie szczepionek (potrzebne są dwa zastrzyki w odstępie trzech tygodni) tam, gdzie jest to możliwe. Zapobieganie chorobie obejmuje także kontrolę przemieszczania się zwierząt i monitorowanie ich stanu zdrowia.
Czytaj więcej: Krowy padały jak muchy! Przerażające odkrycie pod Włocławkiem.
Czy choroba niebieskiego języka może zaatakować ludzi?
Ludzie nie mogą zachorować na chorobę niebieskiego języka. Jest ona specyficzna dla zwierząt i nie stanowi zagrożenia dla zdrowia ludzkiego. W związku z tym, wirus Bluetongue nie jest zoonozą, czyli chorobą, która może przenosić się z zwierząt na ludzi.