Prezes Urzędu Regulacji Energetyki zatwierdził rekordowo wysokie stawki za ogrzewanie. W niektórych przypadkach wynoszą one nawet 200-300 procent. A to z kolei oznacza, że wzrost opłat odczują w czynszach mieszkańcy spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych. Już się zresztą zaczęło.
W naszym bloku czynsz wzrósł prawie o 100 proc. W grudniu ubiegłego roku płaciłam 480 zł, a w sierpniu jest już 940 zł – napisała do money.pl czytelniczka z Gołdapi na Warmii i Mazurach.
Czynsze rosną, a będzie gorzej. "Nikt zupełnie nie szuka rozwiązania"
Podobną kwotę płaci inny mieszkaniec Gołdapi. W lipcu 2020 r. ogrzewanie jego mieszkania kosztowało 137,42 zł. Teraz opłata wzrosła do 440,08 zł. Administrator tłumaczy, że odpowiada za to kryzys energetyczny i wzrost kosztów, które ponoszą ciepłownie.
W ciągu tego roku czynsz z 382,11 zł wzrósł mi do 745,89 zł za mieszkanie 32 m kw. Sąsiadka z mieszkaniem ok. 45 m kw. będzie teraz płacić prawie 1,1 tys. zł. Najgorzej, że nikt zupełnie nie szuka rozwiązania. Przewodniczący wspólnot i spółdzielni rozkładają ręce, mówią, że tak jest i trudno – napisał pan Kamil w mailu.
Pan Mirosław Osiński mieszkający w Nowej Soli od lutego br. płacił po podwyżce około 300 zł czynszu. 1 sierpnia dowiedział się o wzroście opłat do 431 zł. – Zaszaleli z tą podwyżką. Podnieśli opłaty o 50 proc. – skomentował.
Co dalej? Niestety o obniżkach cen na razie możemy tylko pomarzyć. Spółki ciepłownicze wprost przyznają, że będą musiały podnieść ceny, żeby nie stracić. Wiele z nich nie ma płynności finansowej ani zdolności kredytowej, przez co może nie przetrwać sezonu jesienno-zimowego, o czym mówił Dariusz Gierek, szef Regionalnej Sekcji Ciepłownictwa NSZZ Solidarność w Katowicach.
Problem ciepłowni to nie tylko brak surowca, ale także wysokie ceny węgla i gazu. Dlatego nawet podwyższenie taryf przez URE o 30 proc. nic nie da, bo nie pokryje kosztów produkcji ciepła. W efekcie, aby uniknąć strat, spółki ciepłownicze musiałyby podnieść ceny dla klientów indywidualnych nawet o 300 proc. Uderzenie w konsumenta byłoby jednak zbyt drastyczne – mówił dla money.pl.
Czytaj też: Ceny cukru oszalały. Chętnych i tak nie brakuje
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.